"Fragile", nr 2, 2015
Dziś
recenzja kolejnego numeru czasopisma kulturalnego „Fragile” -
może zrobi się z tego taka blogowa tradycja? :)
Numer
poświęcony wojnie. Wojna o wojnie. Wymowny tytuł. Ja, zaznaczę to
na wstępie, unikam tematyki wojennej – czy to w literaturze, czy w
kinie. Ale czasem robię wyjątki, jest nawet kilka moich pozycji
„naj”, które o tym traktują. Ale, przechodząc do rzeczy,
miałam obawy czy w związku z moim sceptycyzmem ten numer mnie
zainteresuje. I tu zaskoczenie – jak najbardziej! Kolejny raz
znalazłam porcję ciekawych, trafiających do mnie artykułów. Bo
tematykę wojenną potraktowano w sposób wielostronny, odchodząc
trochę od tego tradycyjnego, pierwotnego skojarzenia. I za to
naprawdę wielki plus.
Jak
pewnie zauważyliście, zwracam uwagę na wszelkie edytorskie
drobiazgi, i pod tym względem „Fragile” również spełnia moje
oczekiwania. Choć szata graficzna jest bardzo prosta, czasopismo
jest czarno-białe, to jednak wykorzystuje możliwości takiego
oszczędnego druku w stu procentach. Wystarczy popatrzeć na
nagłówki, układ tekstu na stronie, wkomponowanie obrazów. Kolejny
plus :)
Ale
do tematyki. Tak jak ostatnio, zwrócę uwagę tylko na kilka
tytułów, które zainteresowały mnie w magazynie.
„Wojna
nie jest abstrakcją” - świetny wywiad z filozofem Tomaszem
Żuradzkim o pacyfizmie i jego odmianach. Bliski mi, bo zło, z jakim
wiąże się wojna, jest czymś dla mnie niepojętym i nigdy nie
zrozumiem, jak można dopuścić do takiego okrucieństwa. Ale tekst
otworzył mi oczy i pokazał, jak wiele pacyfizm ma odcieni i jak
trudno w dzisiejszych czasach, gdy rozwój technologiczny zaskakuje
nas na każdym kroku, wytrwać w takiej postawie.
„Wojna
w tle na Instagramie” - zupełnie inne spojrzenie na temat. Młoda
reporterka wojenna, która na swoich zdjęciach pokazuje wojnę w
sposób zakamuflowany, ale dający wiele do myślenia.
„Wszyscy
mieszkamy w Oranie” - i tu zaskoczenie, pojawił się nawet kadr z
serialu „The Walking Dead”. Czyli co wspólnego mają żywe trupy
z obawami współczesnego Kowalskiego?
„Od
ciekawości do wojny” oraz „Internetowe oblicze sprawiedliwości”,
czyli słów kilka o historii piractwa i uświadomienie, jak potężną
bronią dysponują dzisiejsi hakerzy. Bardzo mnie zainteresowały oba te artykuły, a jednocześnie... przeraziły.
Mam
nadzieję, że tym krótkim opisem choć trochę zachęciłam Was do
poznania całej zawartości :)
2 komentarze:
Nie ukrywam, że nie kojarzę tego czasopisma i nie jestem pewna, czy o nim wcześniej słyszałam. Wstyd, skoro skończyłam historię sztuki i z kultura powinnam być na bieżąco :P
Bo to niszowe pisemko, i najłatwiej chyba dostać je przez Internet :)
Prześlij komentarz