czwartek, 13 lipca 2017

Zaległości - Sekretne życie pszczół, Czy miałaś kiedyś rodzinę?, Stulecie detektywów

Autor: Po drugiej stronie... dnia lipca 13, 2017 4 komentarze
Nie macie pojęcia jak bardzo żałuję, że nie mam już czasu na bloga i swoje pasje tyle, co kiedyś. Pochłaniająca, wypełniona stresem praca skutecznie odbiera zapał. O ile czas na ulubiony serial czy nową książkę zawsze się gdzieś znajdzie – po pracy, na przerwie w pracy, w dzień wolny (jak dziś), to z pisaniem jest trudniej. Gdy mam wybrać –blog czy czytanie książki, wybieram to drugie. Z tego powodu w ciągu ostatnich miesięcy przewinęło się przez moje ręce wiele książek, o których nie pisnęłam tu ani słowem. Czas to zmienić, w skróconej oczywiście formie. Ale chciałam by pojawiły się chociaż ich tytuły- znak, że nie rzuciłam czytania, że zawsze będzie mi bliskie.

 "Sekretne życie pszczół"
Sue Monk Kidd
Wydawnictwo Literackie
352 str.
„Sekretne życie pszczół” Sue Monk Kidd czytałam chyba pół roku temu, jeśli nie dawnej. To był ten czas, gdy wszyscy czytali książki z jakąś pszczołą w tle – zauważyliście, jak bardzo popularny był to temat? Książka opowiada o kilkunastoletniej Lily, wychowywanej przez surowego ojca. Dziewczyna żyje w przeświadczeniu, że przyczyniła się do śmierci matki. Nie pamięta dokładnie wydarzeń ze swojego dzieciństwa, ale urywki wspomnień z dzieciństwa i fakty, jakie jej wpajano, utwierdzają ją w tym. Czuje się niekochana i winna – dlatego w pewnym momencie ucieka z domu, obierając za towarzyszkę czarnoskórą opiekunkę. Razem trafiają do małego miasteczka, gdzie trzy czarnoskóre siostry zajmują się produkcją miodu. Z tym miejscem łączy Lily więcej, niż mogłaby przypuszczać.

Książka w piękny sposób inicjuje temat trudnego dorastania, akceptacji, kobiecej przyjaźni i odmienności. Ukazuje Amerykę lat 60. XX wieku i silnie rysuje problem rasizmu i braku swobód osób, uważanych za gorsze z powodu swojego koloru skóry. Może w mojej ocenie książka nie była tak wybitna, jak sugerowały to wszystkie pochwały z okładki, ale zapadła mi w pamięć. Dodatkowym plusem jest to, jak opisuje miłość do miodu, do pszczół, do pracy. Przypomniała mi dzieciństwo, kiedy mogłam obserwować jak dziadek dogląda swoich uli i wytwarza miód. Czasem żuliśmy soczyste plastry, wypełnione miodem, jeszcze gorące. Miło było wrócić do tych chwil :)

 "Czy miałaś kiedyś rodzinę?"
Bill Clegg
Wydawnictwo W.A.B
336 str.

Kolejnym tytułem, o którym jeszcze tu nie wspominałam, jest książka „Czy miałaś kiedyś rodzinę?, autorstwa Billa Clegga. Tytuł po prostu mnie spiorunował, jak i okładka przedstawiająca spalone zapałki. Bo właśnie tragiczny pożar jest punktem centralnym tej opowieści – w przeddzień ślubu Lolly w jej domu wybucha pożar. Giną niedoszli małżonkowie oraz partner matki panny młodej. Tylko June udaje się przeżyć – nie było jej wtedy w mieszkaniu, wyszła po kłótni z Luke. Wydarzenie to wpływa na całe miasteczko – przeraża, zasmuca, wywołuje pytania, spekulacje. Kto jest winny tragedii?

Książka rysuje historie kilku osób, poszczególne osoby dotyczą kolejno różnych osób. Dzięki temu mamy okazję bliżej poznać bohaterów, odczuć jak bardzo pożar zmienił ich życie. Każdy cierpi na inny sposób, każdy coś stracił. Książka pokazuje jak żyje się dalej, co czują ci, co pozostali, jak silne może być poczucie winy i do jakich działań popycha. Gdy po nią sięgałam, spodziewałam się szczerze mówiąc czegoś innego, większego nacisku na tajemnicę pożaru, tymczasem książka przeplata po prostu historie różnych osób, które w miarę rozdziałów stają się coraz bardziej powiązane. W końcu jednak wracamy do owej tragicznej nocy, by znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania…

"Stulecie detektywów"
Jurgen Thorvald
Wydawnictwo Znak
702 str.

No i wreszcie trzeci tytuł, najbardziej obszerny. „Stulecie detektywów” Jurgena Thorwalda to 700 stron historii kryminalistyki. Ja bardzo lubię pozycje tego autora, są dla mnie wybitne – dbałość o szczegóły, historię, bibliografię, totalne zagłębienie się w temat i przybliżenie obranych zagadnień w przystępny, ale pouczający sposób. Wcześniej czytałam jego książkę o ginekologii, mam w domu jeszcze opowieść o chirurgii, także trochę przede mną :) Właściwie przybrałam dziś skrótowa formę opowiadania o tym, co czytałam, więc trudno mi się odnieść tu do tak monumentalnego dzieła. To po prostu kryminalistyka w pigułce, od samych początków. Nie wiem czy znajdziemy bardziej rzetelne dzieło, które zawiera w sobie aż tyle treści. 

Thorwald zaczyna od samych początków – od identyfikacji. Zanim odkryto genialną metodę daktyloskopii, czyli porównywanie linii papilarnych dłoni, radzono sobie w inny sposób. Pomysłów było wiele, szczególnym uznaniem cieszyło się mierzenie wybranych części ciała i porównywanie uzyskanych wyników. Odciski były przełomem, ale w czasach gdy o komputerach można było jeszcze pomarzyć, wynalezienie sposobu na ich opis i katalogowanie, nie należało do najłatwiejszych. A to dopiero początek. Dalej mamy samą medycynę sądową – jak się rozwijała, jak trudno było udowodnić, że medycyna na sali sądowej może odgrywać kluczową rolę, ale też z jakim ryzykiem wiąże się popełnienie błędu w badaniach. Dawniej wiele morderstw nie wykrywano, uważano że ofiary po prostu umierały w tragicznych okolicznościach, popełniały samobójstwa, ulegały wypadkom. Trudno było wykryć zbrodnię, ale rozwój nauki i medycyny znacznie to ułatwił. Toksykologia czy balistyka – kolejne wielkie rozdziały, opisujące coraz to nowsze sposoby na docieranie do prawdy. Książka pokazuje historie ofiar i zbrodniarzy, coraz to nowsze na pozbawienie życia, które przyczyniały się też do rozwoju kryminalistyki. Bez zbrodni nie byłoby obecnej wiedzy, choć ich ogrom, okrucieństwo i bezduszność przyprawia o dreszcze.


Warto wiedzieć jak rodziła się obecna wiedza, ile trudności naukowcy spotykali po drodze, jak w ogóle powstał zawód detektywa, w jaki sposób funkcjonowały dawne sądy czy policyjne oddziały. Polecam, bo to naprawdę ciekawa książka, którą z jednej strony czyta się jak dobry kryminał, z drugiej to kopalnia wiedzy na naprawdę intrygujący tema, kompendium wiedzy i encyklopedia, którą chce się czytać.

wtorek, 4 lipca 2017

Seriale: 13 powodów i Riverdale

Autor: Po drugiej stronie... dnia lipca 04, 2017 1 komentarze
Za oknem buro i ponuro, a ja przychodzę do Was z recenzją dwóch mrocznych seriali dla młodzieży. Chciałabym je zestawić, ponieważ mają ze sobą wiele wspólnego, a poza tym oba są ostatnio na topie.

Chyba mało kto nie słyszał o głośnym „13 powodów”. Głównie za sprawą tematyki – serial o młodzieży i głównie do młodzieży skierowany, za jedną z głównych postaci obiera sobie nastolatkę, która popełniła samobójstwo. Konstrukcja poszczególnych odcinków jest o tyle ciekawa, że narratorką jest tu zmarła dziewczyna, o czym wiemy już na wstępie, pragnąca przybliżyć nam powody, tytułowe trzynaście, przez które zdecydowała się targnąć na swoje życie. Drugim narratorem jest Clay, kolega Hannah ze szkoły i pracy, nieśmiało w niej zakochany. To jego kolej na odsłuchanie kaset, jakie pozostawiła po sobie dziewczyna. Odcinki są zbudowane właśnie w ten sposób – strona każdej kasety (A lub B) kierowana jest do konkretnej osoby ze szkoły, która świadomie lub nie, ale skrzywdziła Hannah. Każdy kto dostaje przesyłkę może się spodziewać, że gdzieś wśród nagrań natrafi i na swoje nazwisko.

Najpierw o plusach serialu. Generalnie dość autentycznie oddaje klimat małomiasteczkowego środowiska amerykańskich licealistów. Mamy tu wszystko, co znamy z produkcji tego typu: podział na popularnych (sportowców i cheerleaderki) oraz tych „gorszych” – dziwaków z nosem w książkach. Dążenie do zdobycia jak najlepszych ocen, udział w zajęciach pozalekcyjnych, wszystko po to by zdobyć stypendium na upragnione studia. Szkolne szafki uczniów, skrywające skarby. Ci idealni, ukrywający swój ból. Pastwienie się nad słabszymi. I w tym otoczeniu dochodzi do największej z tragedii. Wszyscy pytają: jak to się mogło stać? Dlaczego? Jak mogliśmy nic nie zauważyć? Hannah cierpiała po cichu, uważano że jest przewrażliwiona, że za bardzo przeżywa (i po części tak było, ale to domena nastolatek). Pytanie czy mimo wskazanych przez nią powodów, można kogokolwiek obarczać za tę śmierć? Czy nie sama podjęła decyzję?

Uwaga, jeśli ktoś nie oglądał, teraz będą małe spoilery.

Do mniej więcej połowy serial mnie oczarował, gdyż bardzo realistycznie i z pomysłem przedstawiał wydarzenia. Jednak później nagromadziło się zbyt wiele krzywd – przestępstwa, łącznie z gwałtem. Od takich pozornie błahych problemów, jak wyzwiska, opublikowanie krępującego zdjęcia, doszliśmy do kulminacji zła. Dla mnie tego było za dużo, historia stała się mało wiarygodna, szokująca na siłę. Do sceny samobójstwa włącznie – czy konieczne było pokazywanie tego?

Serial naprawdę dobrze się zapowiadał, potrafił przykuć uwagę, wciągnąć, zainteresować. Siedziałam czasem wieczorem i pochłaniałam jeden odcinek za drugim, zastanawiając się czyje nazwisko będzie kolejne na liście i kiedy pojawi się tam Clay. Z drugiej strony rozczarowała mnie wydumana końcówka. Wstrząsnęło mną to, że w szkole doszło do jeszcze jednej tragicznej śmierci, o które praktycznie się nie mówiło. To Hannah dostała pamiątkowy ołtarzyk i o niej mówiła cała szkoła. To co zrobiła, było jednak tchórzostwem, ucieczką przynoszącą ból wielu ludziom wokół niej. Serial wybitnie pokazuje jaki to rodzaj samolubstwa, więc raczej nie zgadzam się z opinią że promuje zachowania samobójcze. Dla mnie dużo bardziej bolesna była śmierć chłopaka, który zginął przez przypadek, który był oddanym kumplem i bardzo pozytywną postacią, choć ciągle gdzieś w cieniu. To był dramat, któremu można było zapobiec.


Dawno żaden serial nie przepełnił mnie tyloma pytaniami. Choć typowo młodzieżowy, wiem że sięgają po niego starsi widzowie i wywołuje podobne refleksje. Zresztą, ma ograniczenia wiekowe i z racji na brutalność niektórych scen, nie jest dla wszystkich. Zdania krytyków są podzielone, i moje tak samo. Wciąż nie wiem, jak ocenić ten serial. Jak wspomniałam początkowo mnie porwał, fabuła oparta na nagraniach z kaset i udzielenie głosu nieżyjącej bohaterce to absolutne strzały w dziesiątkę, z drugiej narastające zło i przemoc, które miały  jeszcze bardziej poruszyć, a zamiast tego zabiły historię, działają raczej na minus. Niemniej, serial doceniam za szczegółową analizę licealnego środowiska, za ukazanie niuansów rodzących się przyjaźni, pierwszych miłości i ich rozpadów.

Czas na książkę, która podobno rozgrywa się w ciągu jednej nocy – serial został mocno rozbudowany i podkoloryzowany pod tym względem. A może Wy mieliście już okazję przeczytać? Co sądzicie?

Notka wyszła dłuższa niż przypuszczałam, także o „Riverdale”, drugim ciekawym tytule, wspomnę tylko po krótce.

Skończyłam go oglądać wczoraj w nocy. Tło serialu jest podobne – małe miasteczko, gdzie osią wydarzeń staje się społeczność liceum. Serial również zaczyna się śmiercią – tym razem popularnego dzieciaka z bogatego domu.  Jason i Cheryl to płomiennorudzi bliźniacy. Latem wybierają się na łódkę, ale żywe wraca tylko jedno z nich. Śmierć chłopaka wstrząsa miasteczkiem. Początkowo wydaje się, że to nieszczęśliwy wypadek, ale parę tygodni później zostaje znalezione jego ciało, z raną postrzałową na środku czoła. Od tej chwili akcja nabiera tempa. Toczy się kilka równoległych śledztw: to prawomocne, które prowadzi szeryf, jak i kilka nieoficjalnych. Grupka przyjaciół: Betty, Archie, Veronica i Jughead  również przyglądają się sprawie. Ten ostatni jest narratorem całej opowieści, ale takim niejednoznacznym, wtopionym w tło. Pisze powieść o śmierci Jasona, i to jej urywki składają się na całą  historię.

Do wspomnianych w „13 powodach” oczywistości dorzucę jeszcze scenę sekcji żaby, i mamy już stuprocentowy klasyk jeśli chodzi o tło. Nieskazitelny makijaż każdej z uczennic również powala, w obu serialach. Wszyscy są tu tacy piękni. Mamy buntowników gorszego pochodzenia i gwiazdy z biznesowych rodzin. Dzieje się wiele wątków pobocznych (romans z nauczycielką? Rozwód rodziców? Związki homoseksualne? Zmiana szkoły i bycie nowym? Szukanie własnej drogi? Znajdziemy tutaj to wszystko), jednak najistotniejszym pytaniem jest w odróżnieniu od „13 powodów” (tam: dlaczego?) tutaj jest ‘kto zabił”?

Końcówka nie pozostawia złudzeń, że musi powstać kontynuacja.



Serial również ogląda się przyjemnie, gdyż nasączony jest emocjami, od których nastolatki aż kipią. A to przecież zawsze angażuje widza. Jest mniej brutalny, ale podobnie jak „13 powodów” nie boi się pokazywać skrajności. Fanów jednego tytułu odsyłam do drugiego, gdyż nie sposób ich nie porównywać. Trudno mi wybrać, który jest lepszy, gdyż w każdym pojawiają się bohaterowie bliscy mojemu sercu. Nie są to seriale wybitne, ale takie, przy których dobrze spędzimy popołudnie. Jest dynamizm, akcja i tajemnica w tle. Czego chcieć więcej?
 

Po drugiej stronie... Copyright © 2014 Dostosowanie szablonu Salomon