środa, 21 czerwca 2017

"The Path", serial, sezon 1

Autor: Po drugiej stronie... dnia czerwca 21, 2017 0 komentarze


"The Path", serial, sezon 1

Nie wstydzę się tego, że często oglądam serial dla jakiegoś męskiego bohatera (oczywiście nie jest to główny powód, ale jeden z wielu), i tym też m.in. kierowałam się przy wyborze serialu „The Path”. W obsadzie znalazł się bowiem Aaron Paul, czyli mój ulubiony Jessie z „Breaking Bad”. Miło było go zobaczyć w nowej odsłonie – tam grał młodego buntownika, obdarzonego soczystym językiem dilera, tutaj szanowanego ojca rodziny. Ciekawy kontrast. W obsadzie mamy też Hugha Dancy’ego, ale ja dopiero przeglądając recenzje zorientowałam się że to przecież Will z „Hannibala”. Fryzura robi swoje i z całym szacunkiem dla aktora – niech się tak więcej nie ścina :) Z kolei Michelle Monaghan widzieliśmy w „Detektywie” – ale szczerze mówiąc nie mam pamięci do kobiecych twarzy i w ogóle jej nie kojarzę…

Serial opowiada z jednej strony o kryzysie w związku małżeńskim Eddiego i Sarah i o tym jak to wpływa na otoczenie, z drugiej ukazuje kulisy sekty, do której należy rodzina. Mejeryści nie lubią tego określenia, uważają że tworzą kult, religię, są grupa wsparcia. Słowo „sekta” ich nie dotyczy. Zbudowali małą społeczność i szukają nowych członków – wyłapują ludzi potrzebujących pomocy, zniszczonych psychicznie, ofiar różnego rodzaju klęsk żywiołowych. Kolejne odcinki ujawniają ich techniki manipulacji i ukryte zamiary. Kolejne szczeble Drabiny, jakie starają się pokonać, w drodze ku doskonałości, to tylko przykrywka.

Serial może nie jest jakimś wielkim odkryciem, ale bardzo mnie wciągnął. Nie tylko dlatego, że oglądanie Aarona na ekranie było cudownie nostalgiczne, a cała jego postać robiła na mnie takie wrażenie, i w ogóle jego… No dobra. Serial jest ciekawy z tego względu, że możemy zatracić się w sekcie trochę tak jak jej członkowie – na początku wszystko wydaje się takie idealne, dobre i bezpieczne, dopiero później okazuje się, że wyjście z sekty nie jest takie proste, a jej główne założenia są po prostu bajeczką.

No i cóż, polecam jeśli lubicie mgliste opowieści, skoncentrowane na wąskiej, zamkniętej grupie. Dobrze opowiada też o potrzebie wiary w jakąś wyższą siłę sprawczą, o szukaniu sensu i odpowiedzi na pytania egzystencjonalne.

niedziela, 18 czerwca 2017

"The Expanse", , "Belfer" i krótko o "The 100"

Autor: Po drugiej stronie... dnia czerwca 18, 2017 2 komentarze


Dziś inaczej niż zwykle – będzie o kilku serialach, które w ogóle do mnie nie trafiły, rozczarowały, które oglądałam z nadzieją, że może jeszcze się coś zmieni, ale ostatecznie są to tytuły na listę „już do nich nie wrócę”.



"The Expanse", serial, sezon 1


Pierwszym z takich seriali jest „The Expanse”. Wybrałam go dlatego, że miał dosyć mocne recenzje, z opinią, że to najlepsza opera kosmiczna ostatnuch lat. Uwielbiam wszystko, co dzieje się w kosmosie, i przyznam że serial pod tym względem dostarczał naprawdę dobrych wrażeń – akcja toczyła się na odległych planetach, we wnętrzu statków kosmicznych i bazach, zbudowanych przez ludzi lub tych, których ludźmi trudno już nazywać – wychowanych na Pasie czy Marsie. Widowiskowo, pierwsza klasa. Niestety jakość serialu mierzona jest czymś więcej. Chwilę zastanawiałam się nad tym, czego mi tu brakowało, co się stało, i wiem. W moim przypadku był to brak przekonującego głównego bohatera – wystarczyłby chociaż jeden jedyny, którego losy chciałabym śledzić z napięciem. Niestety wśród wszystkich pojawiających się – detektywa Joe Millera, dowódcy statku Jima i jego załogi, czy Chrisjen – pani polityk z drażniącym tonem głosu, nie ma ani jednej postaci, wywołującej we mnie jakiekolwiek emocje. Wszyscy są mdli, nudni, zarysowani dość enigmatycznie. Nie, nie i jeszcze raz nie. Sama fabuła też jest dosyć słaba. Z jednej strony obserwujemy zmagania detektywa, któremu powierzono odnalezienie dziewczyny wplątanej w spisek, z drugiej bohaterów wplątanych w narastający konflikt, mogący doprowadzić do wojny w Układzie Słonecznym.

Serial ma oczywiście swoje momenty, ale jest ich niewiele. Jest dosyć ciemny, ponury i zimny. Ten serial nie angażuje. Słyszymy o konfliktach, o trudnej sytuacji tych, którzy musza żyć poza Ziemią, o buntach i ciemiężeniu, ale… Niewiele z tego widać, niewiele udało się zobrazować. Samym mówieniem o krzywdzie nie da się wywołać współczucia.

"The 100", serial


Kolejnym z takich seriali jest „The 100”. Gdy widzę taki plakat reklamowy jak tutaj – czuję się poruszona. Ale gdy zaczynam oglądać serial, który kierowany jest chyba do widzów młodszych ode mnie o dekadę, niee, o jeszcze więcej, to mam zgrzyt. Historia opowiada o grupie nastolatków, nieletnich przestępców, wysłanych w ramach kary na Ziemię w celu kolonizacji. Nuklearna wojna zniszczyła naszą planetę, ludzie żyją na statku kosmicznym. Co dalej? Trudno mi powiedzieć, bo chociaż zwykle gdy zaczynam jakiś serial, staram się dać mu szansę i obejrzeć chociaż jeden sezon, to tutaj wytrwałam jakieś 15-20 minut. Adresowany jest do młodszych nastolatków i chyba przypadnie im do gustu, starszym może wydać się zbyt prosty, kiczowaty, „dziecinny”. Nie będę pisać nic więcej, bo po prostu nie wytrwałam. A może ktoś z Was go zna i ma odmienne zdanie, może warto było poczekać na rozwój akcji? 



„Belfer” , serial, sezon 1




„Belfer” nie był specjalnie złym serialem, a fakt że jest to produkcja polska oczywiście trochę podnosi jego rangę - w końcu udało nam się nakręcić coś, co ludzie oglądają, o czym rozmawiają w pracy. Ale nie jest to też serial wybitnie dobry – ogląda się go miło do pewnego momentu, ale później jest coraz gorzej. Nauczyciel języka polskiego, Paweł Zawadzki (Maciej Stuhr), przyjeżdża do maleńkiego miasteczka na rozpoczęcie roku szkolnego. Trafia w sam środek tragicznych wydarzeń – w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła jedna z uczennic. Jako osoba z zewnątrz nauczyciel traktowany jest jak osoba obca, niedopuszczana do lokalnych tajemnic i układów. Jednak detektywistyczna żyłka, a także pewne osobiste powiązanie (o czym dowiadujemy się później) sprawiają, że bohater obieca sobie za cel wyjaśnienie sprawy i odnalezienia zabójcy. Każdy z bohaterów ma trochę za uszami, więc pojawia się parę błędnych tropów. Sama ofiara również nie była kryształowa – świadczyć ma o tym m.in. jej romans z żonatym mężczyzną. Ale gdy w historię zostają jeszcze wmieszane gangsterskie porachunki, wydaje się już tego za dużo. Rozwinięcie całej zagadki jest dosyć abstrakcyjne, uszyte na siłę. Jakby ktoś naoglądał się za dużo amerykańskich seriali kryminalnych i chciał je przenieść w realia polskie, które po prostu są inne. Za dużo tej brawury i sensacyjności, która daje efekty przeciwne do zamierzonych. Właściwie oprócz pytania „kto zabił”, nie pojawiają się żadne inne. Brak wątków pobocznych, mogących uratować ten serial. Wydaje mi się, że twórcy tak bardzo bali się, że ich historia będzie zwyczajna, że podkolorowali ją za bardzo. Dramaturgię w kryminałach podnosi jednak sam sposób prowadzenia śledztwa, odkrywania kart, zadawania pytań, a nie sensacja, bliska kiczu.

Plusem jest fakt, że serial mimo wszystko ogląda się dobrze i jak na naszą rodzimą produkcję trzyma poziom. W porównaniu do przecenionego „Belle Epoque” (dałam radę obejrzeć tylko 1 odcinek i nawet nie chcę tego komentować) nie jest źle. Wydaje mi się nawet, że sięgnę po kolejny sezon.

A czy Wy trafiliście ostatnio na jakieś seriale, przez które trudno było Wam przebrnąć?

poniedziałek, 12 czerwca 2017

WERTHER'S ORIGINAL - kampania Rekomenduj.to

Autor: Po drugiej stronie... dnia czerwca 12, 2017 1 komentarze
Pamiętacie urocze reklamy cukierków Werther’s Original z naszego dzieciństwa? Cukierki powróciły w nowej odsłonie. Ostatnio miałam okazję wziąć udział w kampanii i spróbować nowych, karmelowych cukierków w dwóch wariantach – klasyczne opakowanie z cukierkami zapakowanymi w papierek i druga opcja – cukierki w tzw. batonie.

Cukierki wyróżniają się tym, że szybko rozpuszczają się w ustach i mają intensywny smak, w tym wypadku karmelowy. Nie są za słodkie, takie w sam raz. Dobre na prezent, odpowiednie dla dzieci, jak i starszych – wg akcji marketingowej mają łączyć pokolenia. Mała przekąska, przypominająca trochę klasyczne krówki. 



Ze swojej strony polecam serdecznie. Ja średnio przepadam za karmelem, a cukierki mi posmakowały. Większość rozdałam bliskim i przede wszystkim dzieciakom – oczywiście były uradowane i bardzo im smakowało.

A czy Wy już próbowaliście nowego karmelowego smaku? Czy w ogóle znacie te cukierki? Próbowaliście kiedyś?

Polecam serwis Rekomenduj.to, dzięki któremu miałam okazję testować te słodycze :)

czwartek, 8 czerwca 2017

"Sense8", serial, sezon 2

Autor: Po drugiej stronie... dnia czerwca 08, 2017 1 komentarze



"Sense8", serial, sezon 2

Smutna wiadomość z ostatnich dni, że Netflix anulował serial “Sense8”, nie dostaniemy już kontynuacji. Przykre to tym bardziej, że niedawno skończyłam oglądać drugi sezon, równie emocjonujący jak pierwszy. Dla mnie „Sense8” jest jednym z oryginalniejszych seriali, jakie oglądałam. To jak oglądanie filmu „Atlas chmur” w nowych realiach, rozwiniętego pod względem koncepcyjnym i wizualnym. Ogromna szkoda. Zwłaszcza, że dostaliśmy otwarte zakończenie, które wprost wymaga dopowiedzenia. Pojawiły się wątki, które już nigdy nie zostaną domknięte, bohaterowie pozostali zawieszeni w próżni i ciężko pogodzić się z myślą, że na zawsze musimy opuścić ten świat.

Na usta ciśnie się pytanie: dlaczego? Serial był dosyć niszowy, kontrowersyjny, zbierał skrajne recenzje, ale miał też oddaną rzeszę fanów, i wielki potencjał. Kasa jednak musi się zgadzać, i jeśli cos jest nieopłacalne, to znika z anteny. Uważam, że to błędna decyzja, że można mu było dać jeszcze szansę. Dla mnie wielki zawód.

Drugi sezon podobał mi się podobnie jak pierwszy. Był bardziej dynamiczny, rozwinięty o wątki sensacyjne. Ósemka ludzi, których losy zostały splecione dzięki magicznemu połączeniu, stara się pozostać w bezpiecznym ukryciu, walcząc o przetrwanie. Ich istnieje jest zagrożone, ściga ich potężna organizacja. Poznajemy inne gromady, które dają naszym bohaterom cenne lekcje, ale czasami zażyłość z innymi sensatami doprowadzić może do katastrofy. W świecie, gdzie najważniejsze jest to, by przeżyć, każdy chwyt zdaje się dozwolony.

Serial określa się jako manifestację środowiska LGBT, wszak reżyserował go kontrowersyjny duet Wachowskich: Lena (wcześniej Larry) i Lilly (Andy). Czasami rzeczywiście odnosi się wrażenie, że tych wątków jest w serialu za dużo – tolerancja tolerancją, ale sceny obściskujących się mężczyzn na piaszczystej plaży, ubranych jedynie w stringi budzi różne odruchy. Różnorodności jest tu wiele i właściwie przekroczone są chyba wszystkie granice. Mimo tego, można przymknąć oko na mocne sceny i po prostu delektować się serialem i przepiękną scenerią - co umożliwiają podróże między kontynentami, dla bohaterów wykonalne w ciągu paru minut.

Nie myślcie, że to obraz który ma na celu tylko szokowanie. Pojawia się tu też wiele delikatnych scen, wiele trudnych, wzruszających, chwytających za serce. Wielokulturowość bohaterów jest doskonałym ptetekstem do poruszenia wielu egzystencjonalnych problemów.

Oglądaliście ten serial? Co myślicie? Mnie bardzo będzie go brakowało.

czwartek, 1 czerwca 2017

"Westworld" i "Humans" - seriale o sztucznej inteligencji

Autor: Po drugiej stronie... dnia czerwca 01, 2017 3 komentarze

Temat sztucznej inteligencji jest bardzo chwytliwy, więc dziś nadmienię nieco o dwóch serialach, które podjęły tę tematykę w nieco inny sposób.



Pierwszy to głośny serial, jeden z lepszych 2016 roku, czyli „Westworld”. Ogłaszany następcą „Gry o tron”, choć w związku z tym, że prowadzony jest nieco inaczej zbiera raczej skrajne opinie. Jednym, jak ja, bardzo się podoba, wręcz oszałamia, inni uważają że jest przesadzony i nudny. Ja osobiście lubię takie niespieszne tempo i uważam że nie zawsze dynamizm i wartka akcja są dla serialu dobre. Czasem fajnie obejrzeć coś, gdzie więcej dzieje się w duszach bohaterów, gdzie obserwujemy po prostu ich przemiany.

Westworld to świat stworzony sztucznie przez człowieka. To park rozrywki, wzorowany na Dziki Zachód, gdzie urzędują Gospodarze – boty stworzone na kształt i podobieństwo człowieka. My, zwykli śmiertelnicy, możemy wykupić pobyt w tym parku za krocie i zrobić wszystko. Wszystko, w ludzkim wydaniu, sprowadza się do mordowania i współżycia, bo po te dwie główne „przyjemności” kierują się tu zwiedzający.

Co się dzieje? Otóż kilku z Gospodarzy zyskuje świadomość – dzieje się to powoli, wskutek wprowadzenia zmian w ich kodach. Boty orientują się, że służą tylko rozrywce, że nie są ludźmi, że ich wspomnienia, historia, bliscy – to wszystko jest zmyślone, stworzone na potrzeby programu. Bunt postępuje stopniowo, bo przecież twórcy parku nie mogą się w niczym połapać. Obserwowanie, jak boty uświadamiają sobie czym są jest fascynujące – najpierw zaprzeczenie, bo to przecież niemożliwe, a później chęć wyrwania się, ucieczki, zemsty.

Równolegle toczy się kilka wątków. Jeden z nich opowiada o twórcy parku, Fordzie, którego partner zginął w parku w tajemniczych okolicznościach. Ten starszy pan (w tej roli Hopkins) czuje, że nastała era młodych i powoli staje się zbędny. Nie zgadza się z tym, robi wszystko by nie oddać swojego stołka. Tworzy pewien misterny plan, i właściwie to on zapoczątkowuje chaos, jaki nastaje w parku.

Mój ulubiony watek to historia Dolores – pięknej, łagodnej dziewczyny, która od lat odgrywa w parku rolę niewinnej dziewczyny, w której łatwo się zakochać. W niej też coś się burzy, w jej głowie pojawiają się głosy, których jeszcze nie rozumie. Zauroczenie, jakiemu się poddaje, gdy poznaje Willa, przyspiesza ten proces. Will jest jedną z ciekawszych postaci, ale o tym przekonamy się dopiero w finałowych odcinkach. Chłopak z dobrego domu, który przed swoim ślubem zostaje zaproszony do parku, początkowo nie zgadza się z terrorem jaki tam panuje, a później sam mu się poddaje. Człowiek może się zmienić, całkowicie.




Najdynamiczniejszy wątek dotyczy Maeve, pracującej w domu publicznym. Jej postać skrywa ogromny potencjał – nikt nie spodziewałby się, że kobieta lekkich obyczajów jako pierwsza zyska pełną świadomość i przeciwstawi się swojemu losowi. Tylko czy jej bunt naprawdę jest czynem niezależnym, oznaką wolnej woli, czy tylko kolejnym scenariuszem?

Inna ważna postać to Bernard, pracujący przy tworzeniu botów. Dla mnie bohater tragiczny, ale to pokażą dopiero dalsze odcinki.

Oczywiście to nie wszystko, ale nie mam zamiaru streszczać Wam serialu, chcę tylko trochę przybliżyć jego istotę. Polecam, uprzedzając zarazem że serial płynie wolno i nie chodzi w nim o to, by stale zaskakiwać, szokować i wprawiać w zdumienie. Spodoba się osobom, które lubią obserwować metamorfozy bohaterów, rozwiązywać zagadki i dociekać kto jest kim…




Drugi serial o sztucznej inteligencji to „Humans”. Tutaj roboty wprost przeciwnie – wiedzą, że zostały stworzone przez człowieka i mają mu służyć. Ludzie kupują maszyny w celach praktycznych – jako pomoce domowe czy tanią siłę roboczą w przedsiębiorstwach. W taki oto sposób Anita zjawia się w domu głównych bohaterów – Joe kupuje ją, aby odciążyć żonę w obowiązkach domowych. Laura nie jest zadowolona, uważa że to zbyt wielki wydatek i zupełnie niepotrzebny. Zaczyna czuć się zbędna, gdy domownicy zachwycają się Anitą, gdy okazuje się że robot we wszystkim jest perfekcyjny. Roboty z założenia nie powinny mieć uczuć, jednak szybko okazuje się, że to nieprawda. Anita nie jest zwykłą maszyną – posiadała pełną świadomość, czuła, przeżywała, kochała… Została jednak schwytana, wymazano jej pamięć, zresetowano jej system i teraz robot nie pamięta nic ze swojego wcześniejszego życia. Jej przyjaciele próbują jednak ją odnaleźć, co nie jest łatwe, gdyż sami muszą się ukrywać. Świat nie jest gotowy by wiedzieć, że roboty mają więcej z ludzi, niż mogłoby się wydawać. One również zaczynają się „psuć”, to znaczy buntować i wykazywać oznaki człowieczeństwa.

W „Humans” również pojawia się wątek wykorzystywania. Maszyny nie tylko zastępują ludzi jako pomoc domowa, jako pracownicy w fabrykach, firmach – stanowią nawet zagrożenie, są lepsze i wydajniejsze niż człowiek, co skutkuje zwolnieniami… Ludzie posuwają się dalej – roboty wykorzystywane są w domach publicznych, a czasem po prostu gwałcone żeby zobaczyć „jak to jest”. Przecież to nie zdrada, przecież to nie jest prawdziwy seks. Jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek w swoim pragnieniu wszechwładzy? Jak daleko posunie się robot, by się zrewanżować?


Nie jestem dobra w recenzowaniu seriali, nie znam w ogóle wszystkich tych technicznych pojęć, totalny ze mnie laik, ale oglądam coraz więcej i chętnie dzielę się swoimi wrażeniami. Mam nadzieję, że dzięki podobnym wpisom ktoś z Was może odnajdzie swoją serialową perełkę. :)
 

Po drugiej stronie... Copyright © 2014 Dostosowanie szablonu Salomon