"The Path", serial, sezon 1
Nie wstydzę się tego, że często oglądam serial dla jakiegoś męskiego bohatera (oczywiście nie jest to główny powód, ale jeden z wielu), i tym też m.in. kierowałam się przy wyborze serialu „The Path”. W obsadzie znalazł się bowiem Aaron Paul, czyli mój ulubiony Jessie z „Breaking Bad”. Miło było go zobaczyć w nowej odsłonie – tam grał młodego buntownika, obdarzonego soczystym językiem dilera, tutaj szanowanego ojca rodziny. Ciekawy kontrast. W obsadzie mamy też Hugha Dancy’ego, ale ja dopiero przeglądając recenzje zorientowałam się że to przecież Will z „Hannibala”. Fryzura robi swoje i z całym szacunkiem dla aktora – niech się tak więcej nie ścina :) Z kolei Michelle Monaghan widzieliśmy w „Detektywie” – ale szczerze mówiąc nie mam pamięci do kobiecych twarzy i w ogóle jej nie kojarzę…
Serial opowiada z jednej strony o kryzysie w związku małżeńskim Eddiego i Sarah i o tym jak to wpływa na otoczenie, z drugiej ukazuje kulisy sekty, do której należy rodzina. Mejeryści nie lubią tego określenia, uważają że tworzą kult, religię, są grupa wsparcia. Słowo „sekta” ich nie dotyczy. Zbudowali małą społeczność i szukają nowych członków – wyłapują ludzi potrzebujących pomocy, zniszczonych psychicznie, ofiar różnego rodzaju klęsk żywiołowych. Kolejne odcinki ujawniają ich techniki manipulacji i ukryte zamiary. Kolejne szczeble Drabiny, jakie starają się pokonać, w drodze ku doskonałości, to tylko przykrywka.
Serial może nie jest jakimś wielkim odkryciem, ale bardzo mnie wciągnął. Nie tylko dlatego, że oglądanie Aarona na ekranie było cudownie nostalgiczne, a cała jego postać robiła na mnie takie wrażenie, i w ogóle jego… No dobra. Serial jest ciekawy z tego względu, że możemy zatracić się w sekcie trochę tak jak jej członkowie – na początku wszystko wydaje się takie idealne, dobre i bezpieczne, dopiero później okazuje się, że wyjście z sekty nie jest takie proste, a jej główne założenia są po prostu bajeczką.
No i cóż, polecam jeśli lubicie mgliste opowieści, skoncentrowane na wąskiej, zamkniętej grupie. Dobrze opowiada też o potrzebie wiary w jakąś wyższą siłę sprawczą, o szukaniu sensu i odpowiedzi na pytania egzystencjonalne.
Serial opowiada z jednej strony o kryzysie w związku małżeńskim Eddiego i Sarah i o tym jak to wpływa na otoczenie, z drugiej ukazuje kulisy sekty, do której należy rodzina. Mejeryści nie lubią tego określenia, uważają że tworzą kult, religię, są grupa wsparcia. Słowo „sekta” ich nie dotyczy. Zbudowali małą społeczność i szukają nowych członków – wyłapują ludzi potrzebujących pomocy, zniszczonych psychicznie, ofiar różnego rodzaju klęsk żywiołowych. Kolejne odcinki ujawniają ich techniki manipulacji i ukryte zamiary. Kolejne szczeble Drabiny, jakie starają się pokonać, w drodze ku doskonałości, to tylko przykrywka.
Serial może nie jest jakimś wielkim odkryciem, ale bardzo mnie wciągnął. Nie tylko dlatego, że oglądanie Aarona na ekranie było cudownie nostalgiczne, a cała jego postać robiła na mnie takie wrażenie, i w ogóle jego… No dobra. Serial jest ciekawy z tego względu, że możemy zatracić się w sekcie trochę tak jak jej członkowie – na początku wszystko wydaje się takie idealne, dobre i bezpieczne, dopiero później okazuje się, że wyjście z sekty nie jest takie proste, a jej główne założenia są po prostu bajeczką.
No i cóż, polecam jeśli lubicie mgliste opowieści, skoncentrowane na wąskiej, zamkniętej grupie. Dobrze opowiada też o potrzebie wiary w jakąś wyższą siłę sprawczą, o szukaniu sensu i odpowiedzi na pytania egzystencjonalne.
0 komentarze:
Prześlij komentarz