niedziela, 29 maja 2016

Toni Morrison: "Skóra"

Autor: Po drugiej stronie... dnia maja 29, 2016 3 komentarze



Toni Morrison: "Skóra"
Wydawnictwo Śwat Książki
192 str.



„Skóra” Toni Morrison to książka, która ma jedną z piękniejszych okładek jakie ostatnio widziałam. Oprawa doskonale oddaje klimat powieści, a przy tym trochę opowiada o głównej bohaterce tej historii. Bride wyrosła na silną, niezależną kobietę, chociaż miała trudne dzieciństwo. Matka nigdy jej nie kochała – z powodu ciemnej skóry dziewczynki, pamiątki po rodzinnych korzeniach. Inna, odstająca, nie pasująca do reszty Bride musiała zakuć się w pancerz, by przetrwać i doskonale sobie z tym poradziła. Wydaje się, że aż za bardzo – stała się wręcz nieczuła, zbyt pewna siebie, zdystansowana. Jej bronią stało się coś, co wcześniej było ułomnością. Zrobiła atut ze swojej oryginalnej urody, podkreślając ciemną skórę białymi ubraniami. Piękna, chłodna, zawsze w bieli. Wydawałoby się, że takiej kobiety nic nie jest w stanie złamać. Do czasu gdy jej związek się rozpada, bo Bride mierząc się z przeszłością robi coś, czego nie może zrozumieć jej mężczyzna.

Książa jest cienka, niewielkich rozmiarów. Czytając zapowiedzi i biografię Toni Morrison, amerykańskiej noblistki, spodziewałam się czegoś większego. Jest to niecodzienna opowieść która porusza temat nierówności rasowej oraz prześladowań na tle seksualnym. Te dwa tematy są wyraźnie dominujące, i czasem wydaje się aż nieprawdopodobne, jak wielu bohaterów ma styczność z takimi problemami. To, co najbardziej podobało mi się w powieści to zabieg, którego wprawne oko może dostrzec ślad już na okładce. Bride wskutek pewnych wydarzeń traci swoją odwagę, a jej ciało zaczyna się zmieniać, wymykając się naturalnemu porządkowi. Szkoda, że ten wątek nie został poprowadzony jeszcze dalej, bo przypomniał mi takie książki jak na przykład „Ja” Martela czy „Orlando” Virginii Woolf. Ten pierwszy tytuł jest jednym z moich ulubionych.

Czuję niedosyt po tej lekturze, spodziewałam się jakiegoś monumentalnego dzieła. Tymczasem dostałam opowieść, która momentami zachwyca, ale w większości jest po prostu przeciętna. Książka ma rewelacyjne opinie krytyków, jednak sama czuję się raczej rozczarowana. Po takich zapowiedziach oczekiwałam czegoś więcej. Tymczasem książka niczym się nie wyróżnia w moim odczuciu – jest dobra, traktuje o ważnych problemach, ale nie robi tego w jakiś szalenie nadzwyczajny sposób. 

czwartek, 26 maja 2016

Fiona Wood: "W dziczy"

Autor: Po drugiej stronie... dnia maja 26, 2016 3 komentarze



Fiona Wood: "W dziczy"
Wydawnictwo Jaguar
376 str.



Książa „W dziczy” Fiony Wood to opowieść, która ma dwie narratorki. Na pozór dziewczyny są swoimi przeciwieństwami. Szesnastoletnia Sib otacza się popularnymi przyjaciółmi, a fakt, że jej twarz stała się ozdobą największego billboardu w mieście, bardzo w tym pomaga. Dzieje się coś jeszcze – na dotąd nieśmiałą, pozostającą w cieniu przyjaciółki Holly dziewczynę zwraca uwagę najprzystojniejszy chłopak ze szkoły – Ben. Przypadkowy pocałunek na imprezie sprawia, że Sib staje się kimś innym, ale sama jeszcze nie wie, czy ta przemiana zmierza w dobrą stronę.


Naprzemiennie z historią Sib, poznajemy życie Lou. Dziewczyna odkrywa przed nami zapiski ze swojego pamiętnika. Odbywa terapię – Lou straciła kogoś, komu oddała całe serce. Nie może się otrząsnąć, a przeżyty koszmar sprawia, że jest niezwykle zamknięta, a przy tym dojrzalsza od rówieśników. Lou postanawia zmienić otoczenie, a w nowej szkole czeka ją prawdziwe wyzwanie – semestr spędzony w obozowisku, w tytułowej dziczy. To właśnie tam drogi obu dziewczyn się zbiegną. Początkowo nie będą na siebie zwracać szczególnej uwagi – tak różne, mające odmienne poglądy i pragnienia. Długie tygodnie w spartańskich warunkach sprawią jednak, że staną się sobie bliższe.


Książka Fiony Wood zawiera wszystkie elementy typowe dla powieści młodzieżowych – skomplikowane relacje damsko-męskie młodych ludzi wkraczających w pierwsze związki i przeżywających osobiste dramaty, zaznaczenie jak ważna w życiu młodego człowieka jest akceptacja i przyjaźń, a inność traktowana jest jak piętno. A przy tym jak na taką powieść przystało książka cechuje się wartką akcją, różnorodnością bohaterów i opisuje szkolne środowisko, tak bliskie młodym. Dwupoziomowa narracja może początkowo rodzić niejasności: co prawda wpisy Lou stylizowane są na pamiętnik, a historie dotyczące Sib zwyczajnie, to narracja pierwszoosobowa w obu wypadkach może wprowadzić mały zamęt. „Przeskakiwanie” co rozdział czy parę rozdziałów, od jednej bohaterki do drugiej, powinno być bardziej zaakcentowane, nawet w samej edycji tekstu. Szybko jednak przestawiamy się i łatwiej rozróżnić kto jest kim.


Podoba mi się to, że właściwie dostajemy dwie odrębne historie, które gdzieś tam się przeplatają. Bardziej jednak interesowała mnie historia Lou i nie obraziłabym się, gdyby była to powieść tylko o niej. Sib nie wzbudza tak dużej sympatii – jest odbiciem swojej przyjaciółki, bardzo podatnym na wszystkie sugestie, a przede wszystkim denerwuje jej łatwowierność i infantylne podejście do związków i seksu. No właśnie – trochę za dużo tego tematu, jak na książkę o szesnastolatkach. Albo ten świat tak pędzi? :) Na tle innych młodzieżowek ta książka jest raczej średnia, nie wnosi wiele więcej, a szkoda, bo zapowiadała się ciekawiej. Niemniej – czytało mi się ją szybko, zgrabnie i przyjemnie. Mimo paru irytujących fragmentów i przesłodzonych morałów, stanowi dobrą lekturę.
Książkę otrzymałam w ramach Spotkania Blogerów na Warszawskich Targach Książki - wkrótce na blogu pojawi się opis tego wydarzenia :)


czwartek, 19 maja 2016

"The walking dead", sezon 6

Autor: Po drugiej stronie... dnia maja 19, 2016 1 komentarze




"The Walking Dead"
serial, sezon 6

Są seriale, które mają już po kilka sezonów a nadal zaskakują świeżością, pomysłem, potrafią wgnieść w fotel, zaintrygować i sprawić, że wcale nam się nie nudzą, wręcz przeciwnie – chcemy, by ich bohaterowie pozostali z nami jak najdłużej. Jednym z takich seriali okazuje się „The Walking Dead”. Kiedy poznałam ten tytuł i zaczęłam oglądać pierwsze odcinki nie sądziłam, że ten obraz będzie się tak rozwijał, że nadejdzie szósty sezon i wciąż będzie równie dobry. A tak właśnie jest.

Wydaje się, że bohaterowie znaleźli schronienie, żyją w samowystarczalnym miasteczku i powoli mają odwagę chcieć od życia czegoś więcej – w szóstym sezonie o uczuciach, o zakochaniu, o więziach mówi się więcej, niż wcześniej. Ludzie wreszcie łączą się w pary, mają nadzieję, że pokonają przeciwności lodu i będą mogli żyć jak dawniej. Oczywiście, to tylko ułuda. Na drużynę Rica czekają kolejne niemiłe niespodzianki. Czasem dla człowieka groźniejszy od umarlaka może stać się drugi człowiek. Aby przetrwać, trzeba zabijać…

Ten sezon szybko się rozkręca, ale to co dzieje się w ostatnim odcinku przerosło moje oczekiwania. Dawno nie oglądałam czegoś takiego. Dosłownie oniemiałam z przerażenia. Zwrot akcji, jaki może nastąpić w ciągu jednego odcinka – to jest niesamowite. A fakt, że tyle czasu spędziliśmy już z tymi bohaterami sprawia, że każde nowe zagrożenie przeżywamy coraz bardziej. Są osoby, bez których już nie wyobrażamy sobie tego serialu. A twórcy przeciwnie, nie mają z tym problemu. Każdy sezon przynosi straty w ludziach. Na kogo padło tym razem? Po prostu NIE WYTRZYMAM, tak bardzo chciałabym już obejrzeć kolejny sezon. Finał sezonu na długo zapadnie Wam w pamięć.
 

Po drugiej stronie... Copyright © 2014 Dostosowanie szablonu Salomon