Dawno ne było włosowych wpisów, gdyż mam wrażenie że moja
pielęgnacja utknęła. To znaczy wciąż staram się dbać o włosy, ale póki
co nie zauważam realnych popraw i to mnie trochę dołuje.
Co się więc działo w listopadzie i grudniu?
Przede wszystkim szampon Serboradin oraz łykanie kapsułek z żelazem Chela-Ferr ograniczyły troszkę wypadanie włosów.
Wciąż lecą, ale - co obserwuję zwłaszcza przy myciu - jest to
zdecydowanie mniejsza ilość. Mimo wszystko ciągle mam wrażenie, że
włosów wypada za dużo i muszę pomyśleć nad innymi sposobami poradzenia
sobie z tym problemem.
Moje włosy w
zdjęciach z tej notki to przekrój przez ostatnie 3 miesiące. Nie widzę
większej różnicy. Taka dziwna zależność - mam wrażenie, że na fotkach
prezentują się lepiej niż w rzeczywistości. W realu wciąż zmagam się
z puszeniem, nie potrafię dociążyć włosów. Zdjęcia przedstawiają stan
zaraz po umyciu i wysuszeniu suszarką. Stąd jeszcze lekko wilgotne końce
;) W okresie jesienno-zimowym włosy szybciej się przetłuszczają, myłam
je co 2-3 dni. Końce zaczynają się wywijać i falować, ale nie
przeszkadza mi to. Prostownicy wciąż używam tylko do wygładzenia pasm z
przodu, tuż przy twarzy, inaczej nie daję rady :P Włosy chyba troszkę urosły, ale nie jakoś oszałamiająco :) Zmieniam miejsce zamieszkania, a warszawska twarda woda niestety im nie służy, będę musiała coś wymyślić. Mogłabym
się pewnie pobawić i postylizować je trochę, zakręcić, ale póki co nie
mam do tego w ogóle głowy. Może polecicie jakieś produkty?
(Powyżej na zdj. - stan włosów na chwilę obecną).
niedziela, 28 grudnia 2014
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Więzień labiryntu, Rzeźnia numer pięć i inne
Zaległości,
zaległości, a ja nie mam czasu pisać, tak dużo się dzieje w moim
życiu prywatnym (i wcale nie chodzi o świąteczną gorączkę).
Po
krótce więc, co ostatnio ciekawego przeczytałam.
Autor:
James Dashner
Tytuł:
„Więzień labiryntu”.Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Najpierw
film, potem książka, niestety w moim przypadku miała miejsce ta
nieszczęśliwa kolejność. W związku z tym film nawet mi się
podobał, a książka już mniej – chyba dlatego, że zniknął
całkowicie element zaskoczenia, a nawet nudziło mnie czytanie o
czymś, co już doskonale znałam. Oczywiście film różni się od
książki, jednak chyba zdecydowanie wygrywa u mnie pierwsze wrażenie
– w związku z tym filmowe rozwiązania były dla mnie dynamiczne,
a te książkowe wydawały mi się nie do końca trafione. Wiem
jednak, że wśród znajomych, którzy najpierw czytali książkę,
wszystko jest na odwrót. To znaczy film odbierają jako klapę, a
książkę oceniają jako genialną. W każdym razie – historia
grupy chłopców uwięzionych w Strefie, otoczonej przez mroczny
labirynt, bardzo mi się podobała. Sięgnę po kolejne tomy. I
postaram się to zrobić zanim je zekranizują :)
Autor:
Kurt Vonnegut
Tytuł:
„Rzeźnia numer pięć”Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Stron: 180
Żałuję,
że tak późno, choć do twórczości Vonneguta przymierzałam się
już długo. Nigdy nie pociągały mnie książki o tematyce
wojennej, jednak to co tutaj zrobił ze mną autor... Z całą
pewnością mogę zapewnić, że dawno nie czytałam tak dobrej
książki. Naładowana emocjami, choć tak niepozorna wizualnie.
Każde słowo, każde zdanie, potrafią nieść ze sobą taki
ładunek, potrafią wzruszyć, przeszyć na wylot, nawet zranić.
Vonnegut w swojej prozie prowokuje czytelnika, jest bezkompromisowy i
do bólu szczery. Pisze o własnych doświadczeniach wojennych i nie
boi się ubrać w słowa zła absolutnego. A przy tym miesza gatunki,
sprawiając że jego opowieść można odbierać na kilku poziomach.
Czy to sci-fi? Czy dramat psychologiczny? Uwielbiam jego sposób
pisania, uwielbiam ukryte znaczenia jego słów. Nie mogłam się
powstrzymać i dorzucam zdjęcie fragmentu :)
Autor:
Konrad Górski
Tytuł: „Tekstologia i edytorstwo dzieł literackich”
Wydawnictwo:
Państwowe Wydawnictwo NaukoweTytuł: „Tekstologia i edytorstwo dzieł literackich”
Stron: 304
To
książka naprawdę dla koneserów – ma swoje lata. Z racji tego,
że edytorstwem się obecnie interesuję, a nawet je studiuję,
musiałam sięgnąć. Konrad Górski jest tak właściwie ojcem
polskiego edytorstwa, więc nie wypada nie znać tej pozycji, jeśli
tematyka edycji tekstu jest komuś bliska. Jednak materiał powstawał
w latach 70. a przykłady odnoszą się np. do edycji „Pana
Tadeusza” Mickiewicza, więc w pełni rozumiem, jeśli kogoś ta
pozycja po prostu wynudzi. Ale, jak mówię, z szacunku dla tradycji
warto przejrzeć – chociaż wiele z założeń Góreckiego to już
przeszłość, wiele obserwacji jest aktualnych także i dzisiaj.
Poza tym można prześledzić jak to wszystko się zaczęło ;)
Tytuł:
„Typografia od podstaw. Projekty z klasą"
Wydawnictwo:
HelionStron: 240
To
bardzo cieniutka, ale atrakcyjna wizualnie książeczka. Kolejna z
serii „o edytorstwie i typografii słów kilka”. Właściwie
dobra zarówno na początek przygody, jak i służąca jako
uzupełnienie czy powtórzenie wiadomości. Poradnik skierowany do
osób zainteresowanych DTP – obróbką tekstu, programami do
składu, układem tekstu i przykładami dobrej kompozycji. Dużo
konkretnych porad – skróty klawiszowe, instrukcje obsługi,
ćwiczenia i zadania. Jak wybrać odpowiednią czcionkę, co zrobić
by tekst był czytelny i jak go uatrakcyjnić? Pozycja może nie
idealna – z racji na niewielką objętość – ale pełna
konkretów i napisana w sposób zrozumiały. Autorka obrazuje
opisywane sposoby doboru czcionek, nagłówków, wyróżnień.
Pokazuje też błędy, daje dużo przykładów. Dla zainteresowanych
tematyką jak najbardziej dobra na start :)
środa, 17 grudnia 2014
"Sons of Anarchy", sezony 6-7
"Sons of Anarchy"
serial
sezony 6-7
Finał „Synów
Anarchii” za mną. Kiedy zestawię pierwsze odcinki z ostatnimi, widać wielki progres zarówno w kreacjach bohaterów, jak i w
konstrukcji odcinków. Te zmiany mają różne odcienie, najczęściej mroczne i deprymujące.
Bohaterowie zmieniali się, dojrzewali, poziom brutalności
nieustannie wzrastał. To, co w pierwszym sezonie jeszcze szokowało i wzbudzało
sprzeciw, w ostatnim stawało się normą. Jax się znieczulił
– przemoc i zemsta stały się motorem napędowym jego działań. To chyba śmierć
Tary była takim ostatnim gwoździem do trumny. Po niej zatracił się w bólu, i aby się z niego wyrwać, widział już tylko jedno rozwiązanie. Chociaż w duchu nie mogłam
często pojąć jego zachowań, chociaż nie chciałam ich akceptować, widać było
wyraźnie, że to jedyne słuszne podejście dla
członków gangu motocyklowego. Jax
nie był złym człowiekiem, ale
środowisko w którym wyrósł, ukształtowało go w taki, a nie inny sposób. By tam
przeżyć, by dowodzić grupie, musiał wziąć na siebie ogromną odpowiedzialność. Liczył się z nią, wiedział na co się pisze. Zdecydował
się, że tak właśnie chce żyć. Ale przy
tym miał świadomość, że są inne drogi. Zadbał o lepszą
przyszłość dla własnych dzieci.
Ostatnie epizody seriali
to niezwykle trudne momenty. Jak zamknąć
historię i zrobić to z klasą? Jak
nie zawieść fanów, a przy tym uniknąć pokusy kontynuacji? W tym wypadku
zdecydowano się na mocne rozwiązanie, ale
tak naprawdę nie wyobrażam sobie innego finału. Stało się to, co stać się
musiało. I dużo w tym symboliki. Jestem zadowolona.
Serial trzymał poziom, bohaterowie
rozwijali się z każdym odcinkiem, a
każdy kolejny sezon zaskakiwał czymś
nowym. Nie bano się uśmiercać wyrazistych postaci, do których widzowie zdążyli się przyzwyczaić. Praktycznie gdyby porównać obsadę z początkowych odcinków i tych finałowych - duże, duże zmiany. Na pewno nie było nudno. Ostatnie dwa sezony mocno stawiały również na
muzykę – dobrze brzmiące kawałki korespondowały z tematyką, świetnie
uzupełniając obraz. I to już koniec… Nie jest to mój ulubiony
serial, chyba bardziej trafia w
męskie gusta, jednak oceniam go wysoko.
Categories
serial
wtorek, 9 grudnia 2014
Hugh Howey: "Silos"
Autor: Hugh Howey
Tytuł: "Silos"
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Stron: 654
Ziemia
została skażona. Ludzie żyją pod powierzchnią, w wielopiętrowym
Silosie. Obowiązują ich twarde
reguły, kontrolowane jest wszystko.
Biorą udział w loterii, jeśli chcą mieć potomstwo. Każdy ma swoją rolę w silosie
i zamieszkuje odpowiednie piętro. Ci z dołu, w Maszynowni, pracują najciężej,
zapewniając dostawy prądu dla całego
podziemia. Ci z działu IT spijają śmietankę. Ludzie są kontrolowani, bunty tłumione w zarodku. Nie można marzyć. Na
czele tej konstrukcji stoi
Burmistrz, zaś nad spokojem mieszkańców czuwa Szeryf, który trzyma porządek. Najcięższą
karą jest zesłanie na… czyszczenie. Dzięki temu procesowi, ludzie mogą oglądać
obraz skażonej Ziemi, przekazywany przez obiektywy. To ich jedyny kontakt ze
światem, który przepadł. Czyściciel
może wyjść na powierzchnię, ale jest
w stanie przetrwać tam zaledwie kilka minut. Gdy wyrok czyszczenia pada na samego
Szeryfa, Holstona, wszystko się
zmienia. Okazuje się, że cały ten misternie skonstruowany świat jest tylko iluzją.
Hugh
Howey był zupełnie nieznanym autorem, który publikował
na własny rachunek. „Silos” jednak
przyjął się z ciepłym odbiorem czytelników
i bardzo szybko zmienił autora w światową gwiazdę sci-fi. Nie dziwi mnie to, bo
książka naprawdę jest dobra. Trzyma w napięciu przez cały czas, a w miarę jak
dowiadujemy się więcej o złożonym świecie przyszłości, jesteśmy przerażeni
równie bardzo jak bohaterowie.
Howey wprowadza kilku
bohaterów i pogrywa sobie z czytelnikiem.
Kiedy zaczynamy się przyzwyczajać do jednego, sądząc że będzie tym głównym,
towarzyszącym nam przez całą opowieść, autor odbiera nam go, przenosząc
narrację w stronę zupełnie innej postaci. Ma to swoje dobre i złe strony. Akcja książki płynie
raczej wolno, brak tu gwałtownych,
wstrząsających wydarzeń. Jednak pisarz potrafi przykuć uwagę, zatrzymać,
zaciekawić. Istotniejsze jest to, co ukryte przed ludzkim
wzrokiem, kłamstwa wychodzące na jaw. To w ten sposób buduje się dramaturgię. Bardzo
dobra konstrukcja – mnogość wątków, a wszystko to dobrze ze sobą połączone.
Autor traktuje czytelnika
tak, jakby dobrze znał wykreowany przez niego świat. Na początku niewiele wyjaśnia, wrzuca nas od razu w swoje uniwersum,
jakbyśmy byli jego częścią. Przykładowo
- pisze o ludziach-cieniach, bez
komentarza co oznacza ta funkcja. Opisuje podróże po schodach silosu, odwiedzanie kolejnych
pięter, ale zabrakło mi szczegółów,
dzięki którym mogłabym sobie wyobrazić, zwizualizować
to miejsce. Oczywiście, w miarę jak zagłębiamy się w tekst, jest coraz łatwiej,
ale początkowo nie mogłam się
połapać w zasadach świata silosu,
informacje były zbyt skąpe. Kolejną
wadą książki, ale to dotyczy raczej
tylko polskiego
wydania – jest cienka korekta, a może jej brak? W tekście pojawia się mnóstwo literówek, od zwykłych czeskich błędów jak
przestawienie liter czy pominięcie
którejś, po poważniejsze, zmieniające sens słów/zdań. Trochę to dziwne…
Podsumowując, książka podobała mi się. Dopiero
odkrywam
powieści postapokaliptyczne, ale utwierdzam się w przekonaniu, że
pociąga mnie ten
gatunek. Nie jestem więc znawcą, ale
mimo to sądzę, że „Silos” plasuje się gdzieś pośrodku, jeśli chodzi o
ocenę. Ma wszystko to, co istotne dla powieści sci-fi, jednak nie
nazwałabym jej wielkim, przełomowym odkryciem. Dobrze się czyta, i tyle.
Czekam jednak na kontynuację :)
Categories
apokalipsa,
fantastyka,
H. Howey,
książka,
Papierowy Księżyc,
science-fiction
Subskrybuj:
Posty (Atom)