Kiera Cass: "Syrena"
Wydawnictwo Jaguar
392 str.
Kiera Cass jest
znana ze swojej serii “Rywalki”, ja natomiast po raz pierwszy zetknęłam się z
jej twórczością za sprawą książki „Syrena".
Na początek mała
ciekawostka – uwielbiam syreny, pod każdą postacią. Zbieram nawet baśnie o
małej syrence, różne wydania, i o tej kolekcji miałam już napisać parę razy,
ale tak to jest z czasem – kiedyś w końcu na pewno to zrobię :) Sięgnęłam więc
po ten tytuł pełna zapału i nadziei. Książka opowiada o losach Kahlen, która
została obdarzona przez Matkę Ocean niezwykłą mocą – dziewczyna tonie, żegnając się z życiem, gdy dostaje drugą szansę. Oczywiście, Kahlen wybierając nowe życie musiała spełnić kilka warunków – opuścić rodzinę i
miejsce, w którym dorastała, pozwolić umrzeć bliskim, którzy byli razem z nią
na statku, ale przede wszystkim oddać 100 kolejnych lat swojego życia w ciele
syreny Matce Ocean, spełniając jej rozkazy. Kahlen na to przystała, nie do
końca rozumiejąc, w czym będzie musiała brać udział. Nie spodziewała się, że
przyjdzie jej wabić swoim głosem, przyczyniać się do zagłady. Razem z
pozostałymi syrenami, Kahlen wiedzie żywot z dala od ludzi – siostry są świadome,
że ich głos doprowadza do tragedii. Nie mogą rozmawiać z ludźmi, nawiązywać
przyjaźni, czy się zakochać. Wszystkie czekają, aż służba dobiegnie końca i
będą mogły nareszcie poznać wszystkie uczucia, za którymi tak tęsknią. Ale czas
biegnie bardzo powoli. Syreny podróżują po całym świecie, aż pewnego razu
Kathlen poznaje chłopaka, który wywróci jej świat do góry nogami.
Największym rozczarowaniem
podczas tej lektury był fakt, że autorka zrezygnowała z tradycyjnego wizerunku
syreny. Kahlen i jej siostry nie zmieniają się w mityczne istoty, ich nogi nie
przemieniają się w ogony pod wpływem wody, ich ciało nie ulega zmianie. Dostają
za to piękne suknie, które otulają je podczas morskich podróży, i powoli
rozpadają się po wyjściu na ląd. Zresztą mały ułamek tego wizerunku można
dostrzec na okładce, która bardzo mi się podoba.
Książka jest trochę
nierówna. Po bardzo mocnym wstępie, dzięki któremu czytałam z zapartym tchem,
następują strony pełne powtarzalności, ziejące nudą – mijają lata, Matka Ocean
wybiera nowe kandydatki na syreny, uwalniając pozostałe, siostry są ze sobą
blisko, albo wybierają życie w pojedynkę, zachwycają się światem i odwiedzają
każdy zakątek, przeklinają swój los i jednocześnie są wdzięczne, że dostały
drugą szansę… Wreszcie na horyzoncie pojawia się Akinli i wtedy wszystko się
zmienia. Historia nabiera tempa i rumieńców. Kathlen przeżywa pierwszą w życiu
miłość, więc trzeba jej wybaczyć gwałtowną emocjonalność i czasem naiwne
podejście do sprawy. Mimo wszystko, bywa to urocze, i naprawdę z wypiekami
czytałam o rodzącym się uczuciu między tą dwójką. Syrena, która nie może
wypowiedzieć słowa i wie, że do zakończenia służby pozostało jej jeszcze
kilkanaście lat, a więc powinna się trzymać od Akinlina z daleka i chłopak,
który pomaga rozbitkowi, daje mu schronienie, a później nie wyobraża już sobie
życia bez tej tajemniczej, milczącej dziewczyny.
Trudno o podobne
emocje w prawdziwym życiu, może dlatego tak przyjemnie czyta się te partie
książki. Historia tej dwójki wzrusza i trudno im nie kibicować. Kahlen jest
niezwykle pozytywną postacią – prostoduszną, zdolną do poświęceń. Zasłużyła na
szczęście, chociaż to, o czym marzy, wydaje się poza zasięgiem.
Plusy książki:
bardzo dobrze wykreowany świat, w którym Matka Ocena odgrywa kluczową rolę,
cała historia wyboru kandydatek na syreny, i zadań, jakie przed nimi stoją. Wszystko
tu gra, wszystko zostało opowiedziane w sposób wyczerpujący. Niektóre fakty
poznajemy dopiero pod koniec książki, dzięki czemu autorka stale nas zaskakuje.
Bardzo podoba mi się ten świat.
Wątek syren –
mimo że nie mają ogonów, i tak je uwielbiam ;)
Uczucie rodzące
się między Kahlen a Akinlim – te kawałki są najmocniejszą stroną książki.
Zakończenie – jak
na młodzieżówkę przystało, jest kilka dramatycznych zwrotów akcji, a całość
kończy się… a nie, tego nie zdradzę przecież :)
Minusy? Ta
nierówność, o której wspomniałam. Pojawiają
się rozdziały, podczas których akcja zamiera, a czytelnik powoli zaczyna się
nudzić, zwłaszcza w pierwszej części książki.
Niektórych może
też denerwować żywiołowość uczuć bohaterów, rodem z baśni o księżniczkach, ale
czasami dobrze się oderwać i zanurzyć właśnie w takim lukrowym świecie. Ja tam
nie mam nic przeciwko.
Czytaliście?
Przeczytana w ramach:
1 komentarze:
Syreny bez ogonów!:) W nich to jest najlepsze:) W każdej baśni syrenki chcą mieć nogi zamiast ogona :D
Prześlij komentarz