Angela Marsons: "Niemy krzyk"
Wydawnictwo Burda
416 str.
O ile bardzo lubię
seriale kryminalne, o tyle książki z tego gatunku czytam raczej rzadko – chyba zbyt
mocno działają na wyobraźnię, a ja należę do ludzi, którzy nie lubią się bać. Ale
od czasu do czasu robię wyjątek od reguły i doświadczam tego fantastycznego
uczucia, gdy pytanie „Kto jest mordercą?” staje się najbardziej palącym, a chęć
rozwiązania zagadki sprawia, że kolejne strony połyka się w zastraszającym
tempie. Takie właśnie odczucia miałam czytając książkę „Niemy krzyk” Angeli
Marsons.
W tej opowieści
wydarzenia z przeszłości przeplatają się z wydarzeniami aktualnymi, zbrodnie
sprzed lat łączą się z morderstwami, które właśnie się dokonują. Dzielna detektyw
Kim zaczyna gromadzić fakty. Zbrodnie prowadzą ją do profesora, któremu ktoś próbuje pokrzyżowac szyki. Ktoś próbuje udaremnić wykopaliska w pobliżu dawnego ośrodka
wychowawczego. Okazuje się, że jest ku temu powód – pod osłoną nocy Kim zakrada
się na zamknięty teren i nakazuje swoim ludziom kopać. Znajdują ludzkie
szczątki. Zbrodnia przyprawia o dreszcze, gdy na jaw wychodzą jej kulisy. Okazuje
się, że ofiar może być więcej, a wszystkimi są młode wychowanki sierocińca. Ktoś
zabił je w bestialski sposób. Równolegle zaczynają ginąć dawni pracownicy domu
dziecka, osoby które mogły coś wiedzieć. Kim zaczyna wyścig z mordercą w nadziei,
że uda jej się odkryć prawdę.
Początkowo miałam
nienajlepsza opinię o tej książce, ponieważ składa się ona niemal z samych
dialogów. Autorka szczędzi nam opisów, stawiając na tempo i akcję. Portrety bohaterów
są przez to również rozmazane i trudno nawiązać z nimi więź, zaangażować się w
lekturę. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem historia nabiera takiego tempa, że
jednak nie sposób odłożyć książki na bok. Bardzo wiele się tu dzieje, książka
trzyma w napięciu, jak na dobry kryminał przystało. Kolejne fakty odsłaniane są
powoli, a mnogość zbrodni sprawia, że trudno odgadnąć zakończenie.
Główna bohaterka,
inspektor Kim, wzorowana jest na skandynawskich detektywach. Zamknięta w sobie,
bez empatii, raczej nie jest lubiana przez współpracowników. Praca wydaje się
jej jedynym motorem napędowym. Dopiero z biegiem czasu bohaterka pozwala odkryć
swoją drugą naturę – identyfikację z ofiarami za sprawą tragicznego dzieciństwa,
które odcisnęło na niej wyraźne piętno. Jest to dobry materiał na bohaterkę,
ale autorka nie przywiązuje dużej wagi do psychologii postaci. Jak już
wspomniałam, stawia raczej na akcję i dialog. Ten gatunek wymaga jednak jeszcze
czegoś więcej. Mimo więc tego, że fabuła czymś mnie ujęła, nie mogę dać tej
książce zbyt wysokiej oceny. Warsztat pisarki Marsons pozostawia jeszcze wiele
do życzenia. Zwłaszcza, że „Niemy krzyk” jest zapowiedzią całego cyklu
poświęconego detektyw Kim.
Oprawa graficzna książki również mnie nie ujęła. Mam wrażenie, że czcionka jest ciut za duża, ponadto styl czcionki rozdziałów nie współgra z czcionką tekstu. To takie małe detale, ale zwracam uwagę na takie rzeczy, bo mimo wszystko wpływają na jakość czytania. Okładka za to przykuwa wzrok i "krzyczy" wielkimi literami, jak na kryminał przystało.
Przeczytane w ramach:
2 komentarze:
Sprawdzę na własnej skórze ;)
Lubię kryminały, więc dam szansę tej książce.
Prześlij komentarz