poniedziałek, 24 marca 2014

Elizabeth Strout: "Okruchy codzienności"

Autor: Po drugiej stronie... dnia marca 24, 2014






















Autor: Elizabeth Strout
Tytuł: "Okruchy codzienności"
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Stron: 344

Szczególna książka. Z jednej strony wygląda trochę jak zbiór opowiadań – kilka historii mieszkańców małego miasteczka, pozornie ze sobą niezwiązanych. Każdy rozdział to inna opowieść, inny bohater, jakaś pojedyncza scena, fragment czyjegoś życia. Nim zdążymy się zakotwiczyć, wciągnąć w historię – ona już przemija, odchodzi, dając miejsca nowej. Ale jest coś, co spaja wszystkie te obrazki, a raczej ktoś. To Olive Kitteridge – starsza, arogancka i surowa kobieta, była nauczycielka. W niektórych opowiadaniach wspomniana jest tylko okazjonalnie, z nazwiska, jej postać nie odgrywa większej roli; w innych poznajemy ją bliżej, oczami aktualnych bohaterów. Są i rozdziały poświęcone tylko jej – opisują relacje z mężem i jedynym synem, późniejszą chorobę tego pierwszego i perypetie małżeńskie tego drugiego. „Okruchy codzienności” przypominają mi klimatem trochę „Trafny wybór” J.K. Rowling. Małomiasteczkowe środowisko, gdzie wszyscy o wszystkim wiedzą, a jednak każda rodzina chowa jakieś trupy w szafie. Co prawda, powieść E. Strout nie jest tak mroczna i diaboliczna, jednak autorka tka swoją opowieść podobnie: sennie, niespiesznie, z wielkim talentem malując kolejne portrety. Jej styl kojarzy mi się jeszcze z noblistką Alice Munro (jednak przez jej opowiadania póki co nie udało mi się przejść, odłożyłam znudzona). Właściwie trzeba lubić taką technikę, w przeciwnym razie powieść może szybko nas znużyć. Nie ma w niej sensacyjnych zwrotów akcji, gwałtownych uniesień i nieprzewidzianych rozwiązań. Miasteczko żyje swoim rytmem. Albo mu się poddamy, albo nie.

Chociaż właściwie czytało mi się te książkę niełatwo, nie sposób docenić kunsztu autorki. Tego, jak znakomicie potrafi opowiadać, jak różnobarwne postaci stworzyła, a przy tym wplotła w te kilka odrębnych historii pierwiastki wspólne. Narracja jest trzecioosobowa, chłodna, introwertyczna. Emocje są pochowane między wersami – nie jesteśmy nimi zalewani, raczej się ich domyślamy, wyłapujemy z drobnych gestów. I to właśnie najbardziej uderza – jak w tym cichym, sennym świecie aż kipi od emocji bardzo skrajnych, jak namiętność, zawód, niespełnienie, wzlot i upadek – tak skrzętnie ukrywanych. Autorka jest świetnym psychologiem – doskonale wczuwa się w swoje postacie, rysuje je bezbłędnie. To podwyższa moją końcową ocenę. Konstrukcyjnie książce nie można nic zarzucić. Nie każdemu się spodoba (może się ciągnąc i nudzić) i ja sama zaliczam ją do „średniaków”, jednak jestem pełna podziwu dla talentu Strout.W końcu Pulitzera 2009 nie przyznano jej byle za co :)

3 komentarze:

natanna on 24 marca 2014 20:06 pisze...

Intrygująca. Myślę, że była by to dobra lektura dla mnie.

Aleksandrowe myśli on 29 marca 2014 18:43 pisze...

Piękna i zachęcająca recenzja

recenzje ami. on 30 marca 2014 10:04 pisze...

Ogólnie rzecz biorąc boję się książek nagradzanych nagrodami bo często się na nich zawodzę. Ale recenzja naprawdę imponująca, nie wiem czy jeżeli nie będe miała możliwości to nie sięgnę ;)

Prześlij komentarz

 

Po drugiej stronie... Copyright © 2014 Dostosowanie szablonu Salomon