wtorek, 10 kwietnia 2012
Marek Bieńczyk: "Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty"
Autor: Marek Bieńczyk
Tytuł: "Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty"
Wydawnictwo: Świat Książki
Stron: 144
Ta książka chodziła za mną już od czasu studiów i aktualne wznowienie sprawiło, że wreszcie ją mam. Przekonał mnie sam podtytuł: „Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty”. Wers ten jest zapożyczeniem z wiersza „Łabędź” Ch. Baudelaire’a (przytoczonego zresztą w całości w pierwszym rozdziale). Ukrywa się w nim pewien koncept, który jest fundamentalną istotą stanu ducha, jakim jest melancholia. Można porównać ją do żałoby, z tym, że melancholik cierpi nieświadom, co utracił. Jest to dla niego tym trudniejsze, że nie mogąc zlokalizować bólu, nie potrafi się z nim uporać. „Nic, które boli”, zakamuflowana strata, coś, co wywołuje pustkę, ale nie jesteśmy w stanie odnaleźć źródła problemu. To najważniejsza charakterystyka melancholii i na tym założeniu Marek Bieńczyk buduje swój esej.
O historii melancholii, początkowo kojarzonej z „czarną żółcią”, odkładającą się w śledzionie, o bohaterach melancholijnych, o przejawach melancholii odkrywanych w literaturze i malarstwie, o jej cechach, właściwościach, sposobach leczenia i następstwach rozwijania się, o wyobrażeniach, interpretacjach i badaniach… O tym wszystkim jest ta książka, ale - uwaga. Książeczka ta nie jest rozprawą naukową, jest – zgodnie z zapowiedzią, esejem, a więc formą literacko-naukową, subiektywną i refleksyjną. Autor jest niesystematyczny, choć stara się ubrać całość w uporządkowaną formę, określając tematykę kolejnych rozdziałów – ale jego wywody to często ciąg luźnych asocjacji. Przede wszystkim jednak esej jest popisem kunsztu literackiego autora, pojawiają się tu środki artystyczne, a rozległa wiedza potwierdza erudycję pisarza. I choć przy okazji wiele się o istocie melancholii dowiadujemy, jeżeli interesują nas dociekliwe badania, trzeba sięgnąć po jakieś uzupełnienie – i tu Bieńczyk podsuwa nam parę naprawdę dobrych tytułów. Ja na pewno skuszę się na kolejne książki dotykające tego zagadnienia, gdyż niezwykle mnie zafascynowało. Książka Bieńczyka jest raczej pretekstem do dalszych poszukiwań – pierwszym szkicem tematu.
Język na pewno nie jest lekki i nie dla wszystkich przystępny. Sama czytałam książkę głownie wieczorami, po pracy i czasem musiałam wracać do początku rozdziału, gdyż koncentracja jest tu raczej konieczna. Książka nie jest łatwa w odbiorze, ale gdy już przebijemy się przez barwny język, możemy odczuć wielką przyjemność czytania.
Bieńczyk zabiera nas w literacką podróż, wołając „Przechodniu (…) przyjrzyj się ze mną jej [melancholii] różnym obliczom na placu Carroussel”. Udajemy się w wędrówkę po powołanych przez niego do życia krainach, po których on porusza się z wielką swobodą – my natomiast musimy biec, by dotrzymać mu kroku. Czasem autor zapędza się w przywoływanych kontekstach i czytelnik nie zawsze równie płynnie przeskakuje z jednego porównania w kolejne. Ponadto brakowało mi reprodukcji obrazów, o których pisał – a są one o tyle ważne, że konkludują cechy melancholiczne, drobiazgowo dopracowane w malarstwie. Mimo to jestem z lektury zadowolona i gotowa na dalsze poszukiwania. Temat melancholii jest mi bliski i chciałabym jak najwięcej dowiedzieć się o tej tajemniczej tęsknocie, która od wieków pożera ludzi od środka.
Ocena: 5/6
Categories
esej,
książka,
M. Bieńczyk,
naukowe/popularnonaukowe,
Świat Książki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarze:
nigdy się z tą książka nie spotkałam, ale myślę, że przypadnie mi do gustu. chwila zadumania przyda się każdemu.
Varia -> warto poznawać nowe tematy :) polecam.
Raczej nie przeczytam, gdyż to nie moej klimaty.
Pozdrawiam :)
Nie spodziewałabym się, że ta książka może być taka dobra i godna polecenia. Nie wiem skąd to moje błędne wrażenie się wzięło. W każdym razie teraz wiem, że się myliłam i że wręcz powinnam przeczytać tę książkę!
Książkę Bieńczyka uwielbiam :-) zresztą nie tylko tę...
Prześlij komentarz