Beata Ostrowicka jest znaną, polską autorką książek dla dzieci i młodzieży. Będąc w podstawówce zetknęłam się z kilkoma jej pozycjami, w tym z serią „Kraina kolorów”. W skład tego cyklu weszły dwie powieści „Księga nadziei” i „Księga intryg”. Ostatni tom, wydany w 1999 roku, zawierał informację, że w przygotowaniu jest jeszcze trzecia, ostatnia część serii, ale z tego co wyszukałam, nie została ona jeszcze do dziś wydana. „Krainę kolorów” wyróżnia niecodzienny układ: wydarzenia opisane w części drugiej poprzedzają te, które poznajemy w części pierwszej, nie są więc chronologiczne. Stanowi ona dzięki temu ciekawe uzupełnienie, ale mimo wszystko książki warto czytać właśnie w taki, zaplanowany przez autorkę sposób, a nie odwrotnie, zgodnie z biegiem historii, gdyż dzięki temu lepiej rozumiemy wiele sytuacji.
Tom pierwszy to historia Agaty, zwanej Gacią, która spędza wakacje u wujostwa na wsi. Nie jest z tego powodu zadowolona, zwłaszcza że irytuje ją syn krewnych, łobuz Grzesiek. Oboje dają sobie nieźle popalić, nie stroniąc od wyzwisk i knowań. Dziewczynka jednak szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu i poznaje nowych przyjaciół Zosię-Amatę i Piotrka. Spędzając deszczowe dni na strychu opuszczonego domostwa, dzieci stają się świadkiem niesamowitych zdarzeń… Okazuje się, że wedle przepowiedni Agata ma wyzwolić ciemiężony lud Korolaków, magicznych stworków, zasiedlających Krainę Kolorów. Aby to uczynić, musi najpierw odzyskać pewną Księgę, a potem razem z nią udać się do nieznanej krainy i położyć ją w wyznaczonym miejscu. Oczywiście przyjaciele, a także wredny Grzesiek, wybierają się tam razem z nią, by wspólnie stawić czoło niebezpieczeństwu, a także zobaczyć ten malowniczy, czarodziejski zakątek.
Drugi tom to wydarzenia poprzedzające, które doprowadziły do nieszczęsnej sytuacji Korolaków. Ukazują rządy poprzedniej królowej, a także dochodzenie do władzy kolejnej, zgubnej władczyni. W tym tomie poznajemy wiele nowych szczegółów związanych z krainą i jej mieszkańcami, a także losy innych Szaraków (Zachariasza i Janki), którzy przed Agatą i jej bandą również dostąpili zaszczytu odwiedzenia tego miejsca.
Pamiętałam te książki z dzieciństwa i kojarzyłam, że bardzo mi się podobały, dlatego chciałam skontrastować swoją opinię i przeczytać je jeszcze raz, ku swojemu zaskoczeniu jednak… nie udało mi się. Dobrnęłam do sto dwudziestej strony pierwszego tomu i porzuciłam czytanie. Nie wiem czy jestem już za stara na takie książki, czy po prostu świat, moda, a z nią i literatura, tak bardzo się zmieniły przez te dziesięć lat. Biorąc pod uwagę, że moja młodsza siostra odłożyła lekturę po kilkunastu stronach, skłaniam się ku tej drugiej opcji.
Zatem, dlaczego?
Przede wszystkim - język powieści. Nieustające zdrobnienia i różne przydomki, którymi obdarowują się dzieci, są monotonne i wcale nie zabawne, wręcz odwrotnie. Mamy tu więc Agateczkę, Grzesinka, Detkę i Odmieńca, malutkie Biedronki i wiele, wiele innych, z moim ulubionym zwrotem „luby” na czele. Dialogi poszczególnych bohaterów również są mdłe i naiwne, oczywiście mamy na uwadze fakt, że to dzieci, ale jednak czuć w ich wypowiedziach jakiś archaizm, przez cały czas miałam wrażenie, że dzisiejsze dzieciaki tak się po prostu nie komunikują, a niektóre sytuacje były po prostu sztuczne. Opisy otoczenia, wnętrz pomieszczeń, a także wyglądu bohaterów są z kolei skąpe i nie rozbudzają wyobraźni. Nona i Achacy, wysłannicy z Krainy Kolorów, zostają scharakteryzowani bardzo pobieżnie, jako małe krasnoludki w podobnych strojach, a przecież było to pierwsze zetknięcie bohaterów z tymi ludkami i należało zatrzymać się tutaj dłużej. Tak samo miała się sytuacja po przeniesieniu się bohaterów do ich świata i poznawaniu okolicy. A magiczne słowa, które wypowiadały stworki, używając zaklęć, brzmiały jak dziecinne wyliczanki. Wstęp książki jest przydługi, dopiero około setnej strony dzieci dowiadują się o Krainie Kolorów, wcześniejsze wydarzenia to monotonne opisy początku wakacji i różnych figli. Narratorką w powieści jest Agata, ale czasem narracja przeskakuje na inne osoby: głos zostaje udzielony i Piotrkowi, i Amacie, a czasem mamy też narrację 3-osobową, która opisuje jakieś wydarzenia w Krainie.
Trudno mówić mi cokolwiek więcej, nie zapoznając się z resztą, a mając w pamięci tylko ogólny zarys fabuły. Pamiętam, że część druga wydawała mi się zawsze lepsza, i może jej styl bardziej skupiał czytelnika na akcji. Zastanawiam się jakie odczucia po tej lekturze miałoby dzisiejsze pokolenie dzieciaków w przedziale 10-14, bo to chyba głównie dla nich skierowana jest ta seria. Myślę, że takie bestsellery jak „Zmierzch” i mu pokrewne, skutecznie zmieniły dzisiejszą literaturę młodzieżową. „Kraina Kolorów” jest określana jako powieść fantasy, ale w zestawieniu z najnowszą fantastyką, wypada ona blado. Motywy bohaterów, ich zachowanie, oraz cała konstrukcja świata przedstawionego wydają mi się nieprzemyślane, niespójne i trochę infantylne. Dialogi między Korolakami o tym czy to już czas, czy jeszcze nie, co mówił Kamień, a czego nie, były drętwe i nic nie wnoszące. Czegoś tym książkom ewidentnie zabrakło (oryginalności, polotu, humoru?) i może dlatego do dziś nie powstał zaplanowany trzeci tom.
5 komentarze:
Chyba jestem za stara na taki książki. Ale polecę młodszej siostrze gdy nauczy się czytać ;)
Buziaczki :*
Dodaje do obserwowanych :)
ja też jestem za stara, ciekawe czy siostrze by się spodobało :)
A ja pamiętam te książki z dzieciństwa i bardzo dobrze je wspominam. Umiliły mi kiedyś pewne deszczowe wakacje :)
Miałam to samo, teraz gdy do nich wróciłam, trochę się rozczarowałam. Ciekawe jak byłoby u Ciebie.
Właśnie czytam pierwszy tom mojej ośmioletniej córce. Mi sie czyta źle. Ze,względu i na fabułę i na język. Ale córce się podoba mimo, że jest też po lekturze Magicznego drzewa, Harrego Pottera, czyta drugi tom Animal Spirits czyli literaturę jak dla mnie ciekawszą, bardziej aktualną.
Prześlij komentarz