„Kolor milczenia”
to książka, która od pierwszego z nią zetknięcia, bardzo wiele obiecuje. Jest przepięknie
wydana – z solidnej, twardej oprawy spogląda na nas rudowłosa piękność. Rzeczywistość
jest jednak nieco inna. Główną bohaterką opowieści jest Helena, starsza
kobieta, uznana malarka, dręczona koszmarami młodości. Wiele lat temu jej
siostra zaginęła, znaleziono ją martwą i nigdy nie wyjaśniono zagadki jej śmierci.
Helena przez całe swoje życie stara się z jednej strony uciec od wspomnień i
cieni, które ją prześladują i nie pozwalają zaznać spokoju, z drugiej prowadzi
własne prywatne śledztwo, z nadzieją że w końcu uda jej się rozwikłać zagadkę i
odkryć rodzinne sekrety.
Jeśli od pierwszych
stron czytelnik nie polubi głównego bohatera, trudno przebrnąć przez lekturę,
miewacie to samo uczucie? Nie mam tutaj na myśli tego, że bohater musi być
postacią pozytywną – zdarzają się opowieści o seryjnych mordercach, którzy
jednak przykuwają uwagę tak złożoną osobowością, że podążamy ich śladem, nawet
jeśli ich czyny są przerażające. Mówię o takiej sympatii, która nie ma granic,
nie szufladkuje i nie ocenia bohatera, ale tworzy coś w rodzaju paktu – przez kolejne
kilkaset stron całkowicie oddajemy swoją uwagę bohaterowi, ścieramy się z nim. Natomiast
Helena jest postacią trzymającą dystans przez całą lekturę, nie można jej
dosięgnąć. Jest oschła i zimna, nie dopuszcza do siebie nikogo, nawet rodziny,
trzyma się z dala od ludzi i pozwala sobie na bliskość tylko wtedy, gdy jej
jest to na rękę. Zupełnie nie czułam „mięty” do tej postaci, nie mogłam jej
polubić, nie mogłam wczuć się w jej dramaty. W związku z tym lektura była dla
mnie dość mozolna i niestety nie dostąpiłam tej literackiej uczty, jaką powieść
obiecywała. Przeczytałam książkę, ale obyło się bez fajerwerków.
Powieść rozgrywa
się na dwóch płaszczyznach czasowych. Są czasy współczesne, postacią kluczową
jest tu właśnie Helena i wspomnienia, które stopniowo przed nami ujawnia, ale
pojawiają się też niezależne wstawki z przeszłości, na początku niewiele
mówiące, później splatające się z historią główną i odkrywające przed nami
coraz więcej. Rozwiązanie tej historii jest ciekawe, zaskakujące i
wielowątkowe, ale przywodzi na myśl bardziej seriale pokroju „Mody na sukces”
niż literaturę z wyższej półki. Szkoda też, że tak oszczędnie odmalowano koloryt
marokańskich luksusów i hiszpańskich miast, bo w takiej scenerii rozgrywa się
akcja książki. Sama kilka lat temu miałam okazję spędzić wakacje w Maroko i kolory
tego kraju są ze mną do dzisiaj.
Warto wyrobić
sobie opinię samodzielnie, gdyż powieść jest doceniania i cieszy się wielką
popularnością, zdobyła m.in. tytuł Książka Hiszpanii 2017 roku. Ja niestety nie
uległam jej czarowi, choć na ogół lubię takie wielopokoleniowe opowieści z
rodzinnymi tajemnicami w tle.
0 komentarze:
Prześlij komentarz