"Touch", serial, sezon 1
„Touch” to taki serial, który nie wstrząsnął mną jakoś głęboko, nie zapisał mi się szczególnie w pamięci, ale należy mu się kilka słów uwagi. Opowiada o wdowcu, Martinie, samotnie wychowującym 11-letniego syna, Jake’a. Chłopak jest szczególny – nie mówi, nie pozwala się dotykać, cierpi na autyzm. Martin robi wszystko, by zatrzymać chłopca, jednak opieka społeczna ma inne zdanie na temat ich relacji – uważają, że mężczyzna nie radzi sobie, że jego syn powinien przebywać w specjalnym ośrodku, gdzie zajmie się nim ktoś wykwalifikowany. W końcu Martin musi oddać Jake’a w obce ręce. Clea Hopkins, pracownik opieki społecznej, dostrzega jednak w chłopcu potencjał, który dotąd widział tylko ojciec. Jake jest niezwykły. Zaczyna porozumiewać się z otoczeniem za pomocą liczb. Pełni rolę spoiwa, łączy ze sobą pewne wzory, dba o porządek świata.
Oprócz głównego wątku w serialu istnieje wiele pobocznych. Każdy odcinek opisuje jedną historię, jakieś wydarzenie, które dzieje się dzięki uwadze Jake’a. Tylko on wie w którym momencie wkroczyć, jak połączyć ze sobą dwoje ludzi, by zadziało się to, co musi. Obserwowanie tego na początku wprawia wręcz w zdumienie. Mamy tu cos na kształt efektu motyla – to że rodzic każe jakiemuś dziecku odejść od komputera sprawia, że w maleńkiej afrykańskiej wiosce inne wygrywa w konkursie tanecznym. Wiele tu takich niesamowitości. Jednak schemat każdego odcinka jest podobny, więc po którymś z kolei to co dotąd zachwycało, zaczyna być zwyczajne. To największy minus serialu – budowanie odcinków w ten sam sposób, powtórzenia. Mimo to tytuł godny uwagi, ma coś w sobie. Ale za drugi sezon zabiorę się pewnie dopiero, gdy nie będzie nic innego do oglądania.
Oprócz głównego wątku w serialu istnieje wiele pobocznych. Każdy odcinek opisuje jedną historię, jakieś wydarzenie, które dzieje się dzięki uwadze Jake’a. Tylko on wie w którym momencie wkroczyć, jak połączyć ze sobą dwoje ludzi, by zadziało się to, co musi. Obserwowanie tego na początku wprawia wręcz w zdumienie. Mamy tu cos na kształt efektu motyla – to że rodzic każe jakiemuś dziecku odejść od komputera sprawia, że w maleńkiej afrykańskiej wiosce inne wygrywa w konkursie tanecznym. Wiele tu takich niesamowitości. Jednak schemat każdego odcinka jest podobny, więc po którymś z kolei to co dotąd zachwycało, zaczyna być zwyczajne. To największy minus serialu – budowanie odcinków w ten sam sposób, powtórzenia. Mimo to tytuł godny uwagi, ma coś w sobie. Ale za drugi sezon zabiorę się pewnie dopiero, gdy nie będzie nic innego do oglądania.
1 komentarze:
Nie znam tego serialu, ale interesujący :) Boję się jednak wciągać, wolę oglądać jednoodcinkowe filmy :)
Prześlij komentarz