Ostatnio przeżywam kryzys twórczy jeśli chodzi o włosowe wpisy, a powód jest bardzo prozaiczny. Pewnie część z Was też go przerabiała – co zrobić, kiedy mimo pielęgnacji, włosy wciąż wyglądają źle? Rozumiem, że można mieć zastrzeżenia do siebie, kiedy dbanie o włosy ma podstawowy przebieg lub w ogóle nie występuje... Ale kiedy już zmieniamy podejście i zależy nam na tym, by nasze włoski zaczęły przypominać te z reklam albo z wpisów na blogach, które obserwujemy, to cóż... Każda porażka boli i to odwieczne pytanie: co w takim razie robię źle?
Czasem
wydaje mi się, że stan moich włosów jest dramatyczny, być może
gorszy niż w punkcie startowym. Myślę, że w takim zadręczaniu
się nie jestem odosobniona. Wynika to pewnie z tego, że zanim
staniemy się włosomaniaczkami, właściwie nie zwracamy większej
uwagi na kondycję naszych pasm. Jednak gdy zaczynamy się na nich
skupiać, obserwować, uczyć się i sprawdzać rezultaty, wtedy
praktycznie wszystko zaczyna się wokół włosów kręcić. W
związku z tym wiele z tego, co dotąd nam umykało, nagle zaczyna
mieć kolosalne znaczenie.
Przykładowo:
męczę się z mocnym wypadaniem włosów. Obserwuję to zwłaszcza w
dniu mycia – najpierw pełno włosów w wannie, potem drugie tyle w
momencie czesania, a następnie garść kolejnych wypada podczas
suszenia. Wciąż nie mogę przemóc się do liczenia wypadających
pasm (a Wy?), ale boję się że liczba ta znacznie przekracza setkę.
Dodatkowo – w ciągu dnia wciąż zdejmuję pojedyncze włosy z
ubrania, zbieram je z podłogi, z łóżka... Wszystko to zatrważa,
a stres wiadomo nie jest dobrym sprzymierzeńcem w walce o objętość.
Jeżeli
macie podobnie, to warto, zamiast panikować, przemyśleć parę
spraw. Mi troszkę pomogło zebranie w punkty paru informacji. Po
pierwsze – włosy wypadały mi zawsze, pewnie w porównywalnych
ilościach, tylko nie przywiązywałam do tego wagi. Bo włosy wypadają, to naturalne! Każda z nas
jest inna, a standardowa ilość włosów, które możemy stracić w
ciągu dnia, również bywa różna. Dla jednych będzie to 50 pasm,
dla innych normą będzie 150. Warto więc się zastanowić: czy
aktualnie obserwujemy wzmożone wypadanie, czy też taka nasza uroda i nie ma powodów do obaw? Oczywiście, nie można
bagatelizować problemu, ale grunt to podejść do niego z dystansem.
Jeśli nie odczuwamy wielkiej różnicy w objętości, na naszej głowie nie pojawiają się zakola i prześwity, to chyba można jednak odetchnąć. Po drugie – kwestia mycia włosów. Ja nie myję głowy codziennie, dlatego ilość włosów
które stracę w ten sposób co 3-4 dni, może być większa niż u
osoby, myjącej głowę każdego dnia. Tak samo jest z czesaniem – moje
włosy lekko falują, więc nie katuję ich szczotką kilka razy
dziennie. Najczęściej przeczesuję je delikatnie tylko rano i
wieczorem – zostaje ich wtedy mało na grzebieniu, reszta wypada
samoistnie w ciągu dnia - stąd wrażenie, że włosy są wszędzie.
Radzę
każdej z Was zrobić taka listę, podejść do problemu z głową i
starać się nie panikować. Problem wypadania pojawia się u
większości z nas. Pomagajmy sobie nawzajem :)
Kolejny
przykład: kondycja włosów. Po latach katowania prostownicą włosy
nie wypięknieją w parę miesięcy. Z ich suchością, puszeniem się
i podatnością na zmiany pogody mogę walczyć różnymi
kosmetykami, ale dopóki nie będą idealnie zdrowe i zadbane,
pewnych rzeczy nie przeskoczę. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Wciąż to sobie powtarzam. Czas i cierpliwość. Czas i cierpliwość...
Moja aktualna pielęgnacja?
Po
każdym umyciu włosów nakładam odżywkę bądź mieszankę
odżywek, często wkrapiając jakieś półprodukty. Zabezpieczam
końcówki serum, spryskuję włosy odżywką Gliss Kur z keratyną,
wcieram olejek arganowy bądź inny, podsuszam chłodnym nawiewem i
pozostawiam do wyschnięcia. Jeśli chodzi o wypadanie to w tej
chwili biorę skrzyp, żelazo i wcieram wodę brzozową po każdym
myciu. Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na oleje i maski – muszę
nad tym popracować.
Tak prezentują się w tej chwili moje włosy i mam nadzieję, że to tylko
stan przejściowy, że kiedyś i ja doczekam się ładnych, zdrowych,
lśniących włosów. Na niektórych zdjęciach nawet wyglądają na
dociążone i okej, ale starałam się właśnie poniżej oddać to
jak bywają niesforne i z jakim puchem się zmagam. Macie na to
jakieś rady?
Jeżeli macie podobne spostrzeżenia, zapraszam do dyskusji :) A może nasuwają Wam sie jeszcze inne pomysły jak wspierać się mentalnie, kiedy praktyka nie przynosi upragnionych rezultatów?
5 komentarze:
Mi na wypadanie pomógł szampon seboradin, a wypadały na potęgę i były wszędzie (na co mój mąż reagował złością, że moje włosy go atakują :PP) Oprócz tego biorę bellisę:)
Pieguska => mój chłopak tak samo się denerwuje, jak uniego jestem na weekend i potem całe mieszkanie odkurza od razu ;) o tym szamponie juz sporo czytałam i chyba faktycznie zainwestuję :) belissę łykałam wczesniej, próbuję róznych tabletek ale efektu brak.
moje włosy to też odwieczny problem, lecą garściami na jesień i nic na to nie skutkuje :/ jedyne co udało mi się opanować to rozdwajanie i puszczenie (dzięki dobremu nawilżaniu) a pomocna była w tym seria Jantar - wcierka i spray.
Varia czyta => ja Jantara stosuję też co jakiś czas, chwilowo przestałam, bo mam wodę brzozową, ale potem znów do niego wrócę, jest dobry ;)
Moje włosy wypadały zawsze w ogromnych ilościach. Obecnie wypadają trochę mniej podczas kuracji wcierkami, ale po zaprzestaniu ich używania, znikają z głowy w tej samej ilości co zawsze. Wiem, że takie mam geny i pomimo próby zmiany diety, kosmetyków itd. nic nie mogę zrobić, dlatego przestałam po prostu zwracać na to uwagę. ;]
Prześlij komentarz