"The walking dead"
serial
sezon 4
Uwaga, będą spoilery :)
Czwarty sezon „The Walking
Dead” na początku przynudzał. Bohaterowie osiedli
w miarę spokojnym otoczeniu, udało im się stworzyć coś na kształt mikromiasta,
społeczności, w której każdy odgrywa jakąś rolę:
zdobywa pożywienie, udziela opieki
medycznej, organizuje zajęcia dla
dzieci, dogląda upraw, zabezpiecza
teren, stoi na warcie itp. Ale
wiadomo, że sielanka nie może trwać
wiecznie… Zagrożeń jest kilka. Najpierw
swoje żniwo zbiera gorączka – epidemia jest trudna do opanowania. Oczywiście,
większość naszych ulubieńców
przetrwa, ale przecież nie mogłoby
być tak pięknie. Znów pojawia się Gubernator (ten to jest niezniszczalny), który chce przejąć więzienie. Na tym nie koniec..
Nie zapominajmy przecież o czyhających na ludzi
zombie, bo to one są wrogiem numer 1 :)
W czwartej części dochodzi znów do rozdzielenia grupy, przez co jest wiele
odcinków poświęconych jednostkom lub mniejszym grupom. Oczywiście wszystko zmierza do scalenia (czy raczej spotkania tych, którym uda się przetrwać), ale zanim to nastąpi, trzeba troszkę poczekać. W ogóle nie czułam sezonu klimatu,
ciągnął się monotonnie, nie budował napięcia. Dopiero 2-3 ostatnie odcinki
przekonały mnie na tyle, że znów z
niecierpliwością oczekuję kolejnego sezonu. Jak dla
mnie jest to serial, który doskonale ukazuje różne ludzkie
oblicza – w sytuacjach skrajnych,
potwornych, niebezpiecznych. Życie w ciągłym zagrożeniu wpływa na każdego
inaczej. Jedni znoszą je spokojnie, mężnieją, są zdeterminowani by przetrwać.
Inni głupieją, tracą zmysły, popadają w depresje i wręcz pchają się w łapy
żywych trupów. Jeszcze inni nie cofną się przed niczym, by chronić tylko siebie, podczas gdy są i tacy, gotowi się
poświęcić dla obrony ukochanej
osoby. I trudno dopowiedzieć sobie na pytanie: a jak ja bym się zachował/a?
Polecam, bo w ogólnym podsumowaniu serial
się nadal broni, mimo że ma wiele słabszych momentów.
4 komentarze:
Prawda, początek był taki trochę smętny, ale potem nieźle się rozkręciło i nie mogę doczekać się kolejnego sezonu. :)
Obejrzałam kiedyś jeden odcinek - tak przypadkowo w zasadzie, bo akurat leciał w TV. I niestety muszę przyznać, że niespecjalni mi się ten serial spodobał, chociaż ma niezły klimat.
W czwartym sezonie miałam "kryzys Ricka". Irytował mnie do bólu i każdą kolejną scenę z nim przyjmowałam z westchnięciem... do ostatniego odcinka. Ostatnia scena dała mi nadzieję na to, że koleś odzyskał jaja :)
Koszmar. IMHO WD skończył się na sezonie pierwszym. No, może na drugim.
Prześlij komentarz