Bywa różnie. Nie umiem
pisać o tym co siedzi teraz wewnątrz mnie, a tym bardziej mówić. Słowa ulotniły
się z mojej głowy, więc pozostałam milcząca i zupełnie zobojętniała. Wiem,
czego bym chciała, ale albo nie mam ku temu narzędzi, albo zupełnie nie wiem
jak mogłabym to osiągnąć. Ja – zawsze inna, zawsze z boku.
Przeczytałam ebooka „13
powodów” Jaya Ashera zachęcona serialem. Serial nie jest wierną kopią książki,
rozwija pewne wątki, dodaje nowe i pogłębia wszystkie relacje, jakie zostają
zarysowane w opowieści. Ostatecznie muszę stwierdzić, że serial jest lepszy,
ale to książka była pierwsza, więc oddaję jej honor. Gdyby nie książka, pomysł
całej historii, nigdy nie zrodziłby się pomysł na serial, w którym wystąpiło
tak wiele utalentowanych młodych ludzi. Czytając słyszałam ich głosy. Mówi
Hannah Baker. Na żywo i w stereo. Nie regulujcie odbiorników. Kilka fraz, które
już zawsze będą mnie wzruszać. Zauważyłam też, jak wiele wydarzeń
zostało w serialu podkoloryzowanych, dodanych – czasem niepotrzebnie, czasem
wprost przeciwnie. Akcja całej książki praktycznie dzieje się w jeden wieczór,
a akcja serialu to długie tygodnie, więc nic dziwnego że różnice są ogromne. Niemniej,
oba dzieła mają coś w sobie. Książka kończy się wywiadem autora z osobami
pracującymi nad serialem i aktorami. Niesamowite spotkanie i nadzwyczajna
relacja. Połączyła ich smutna opowieść, i nic już nie będzie takie jak
przedtem.
Jeszcze o dwóch książkach
muszę wspomnieć. „Oto jestem” Jonathana
Safran Foer’a to pozycja, na którą czekałam długie lata. Autor moich ulubionych
„Wszystko jest iluminacją” czy „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” powrócił
po 11 latach ciszy. Kupiłam książkę w ciemno, a potem bałam się zacząć czytać. Bałam
się zawieść. Dziś, kilka tygodni po lekturze, mam mieszane uczucia. Na pewno –
dla mnie osobiście – powieść wypada słabiej od poprzednich. Przez jakiś czas
brakowało mi tej typowej dla pisarza wrażliwości słowa, tych porównań od
których jeży się włos, tych zdań trafiających prosto w serce. Ale im dalej, tym
książka nabierała rytmu, można było odnaleźć dawnego Foera. W skrócie jest to
historia rozpadającego się małżeństwa, relacji między partnerami, a także
między rodzicami a dziećmi i to na przestrzeni kilku pokoleń. Mamy tu obraz
żydowskiej rodziny, ich wartości,
tradycji i poczucia braku przynależności. Temat bliski pisarzowi, który sam urodził
się w Waszyngtonie w takiej właśnie rodzinie. Historia Jacoba i Julii poruszyła
mnie najbardziej. Ich szesnastoletni staż nie jest w stanie przetrwać kryzysu,
których nadchodzi. Jak bardzo mogą się od siebie oddalić ludzie, będący kiedyś
dla siebie wszystkim? Foer zajmuje się jeszcze w książce polityką i wątkiem
żydowskim – opisuje Izrael upadły po trzęsieniu ziemi i jego walkę z krajami
ościennymi. Bardzo mocny nacisk kładzie na ten temat – jak żyją w XXI wieku
żydzi, jak radzą sobie z przeszłością, ze swoimi dziwacznymi obrzędami, z
brakiem właściwego miejsca na ziemi?
Książka wydaje się
nierówna, jakby pisana fragmentami, niejednorodna. Autor z jednej strony
umieszcza w niej tematy na właściwie kilka oddzielnych powieści i upycha w
jedno, z drugiej książka bywa przegadana i można by wyciąć wiele elementów. Podsumowując,
choć w końcowych wersach podziałała na mnie magia stylu Foer’a, którego tak mi
brakowało, to powieści wiele brakuje do powtórzenia sukcesu poprzednich.
I na koniec „Płyń z
tonącymi” Larsa Myttinga. Autor, który o drewnie wie chyba wszystko i w tej
powieści daje tylko mały obraz tego, jak pięknie można o tym pisać. Pozytywnie zaskoczyła
mnie ta książka, bo właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać – ot, skusiła
mnie przepiękna szata graficzna. Jest to historia młodego mężczyzny, Edvarda,
szukającego prawdy o swoich korzeniach, pragnącego rozwikłać rodzinne zagadki.
Edvard był wychowywany przez dziadka, gdyż jego rodzice zginęli w tragicznych
okolicznościach na polu minowym. On sam był wtedy z nimi, ale zniknął, został
odnaleziony po kilku dniach, cały i zdrowy, ale z wielką dziurą w pamięci. Po śmierci
dziadka nadszedł czas, by Edvard wyruszył śladami swoich krewnych i poznał
prawdę. Urywane dotąd wspomnienia, strzępy zdarzeń znane z opowieści w końcu
układają się w jedną całość. A przy tym Edvard poznaje intrygującą Gwen,
bliższą mu bardziej niż mogłoby się początkowo wydawać. I chociaż sami możemy
domyślić się końca tej historii jeszcze zanim Edvard zbierze wszystko w jedną
całość, opowieść ta jest magiczna, ma w sobie coś nostalgicznego, co sprawia,
że po prostu chce się ją odkrywać.
Wszystkie zdjęcia
pochodzą z mojego Instagrama. Muszę poszukać jak dodać odnośnik na bloga, bo na
razie nie mam pojęcia :) Więcej tam
działam więc serdecznie zapraszam do odszukania mojego profilu „Keskese87”.
Co poza tym u mnie?
Ostatnio z seriali na tapecie „Orange is the new Black”, aktualnie drugi sezon.
Dziś obejrzymy z Mężem pewnie finał „Gry o tron”, w międzyczasie oglądamy też
trzeci sezon serialu „Flash”. Mam jeszcze jakieś zaległe recenzje i powoli
umykają mi te tytuły, ale prędzej czy później skrobnę parę słów. Po fali
konkursowych zwycięstw i paczek, przyszła chwila ciszy, ale co jakiś czas znów
wpada jakaś drobna rzecz (dziś np. krem przeciwsłoneczny) więc taka zbiorcza
notka też powinna się niedługo pojawić. Jak się do tego zbiorę, a to wielka
sztuka. Zmieniłam telefon, żeby bardziej „wyżyć” się artystycznie na
Instargramie, bo jakość aparatu w poprzednim pozostawiała wiele do życzenia. Tęsknię
za spokojnymi czasami w mniejszym mieście, za praca która nie wyciskała ze mnie
tyle sił. Mam wrażenie, że z niej nie wychodzę, zwłaszcza że ostatni zwiększony
ruch obrócił się w szał nadgodzin. Jak dostanę wypłatę ekstra, to chyba szybko
coś z nią zrobię. Poza tym – urlop. Mamy prawie wrzesień, a ja nadal nie byłam
na wakacjach. Wskutek różnych firmowych nieporozumień nie dostałam urlopu we
wrześniu, a bardzo na niego liczyłam. Co mi pozostaje? Przeglądać wakacyjne
oferty z naciskiem na miejsca, gdzie pod koniec roku jeszcze można ujrzeć słońce
;) Po całym weekendzie w pracy robię sobie dziś dzień luzu dla siebie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz