"Sense8", serial, sezon 1
To niesamowite jak opinia o serialu
może się zmienić w trakcie oglądania kolejnych odcinków. Przez pierwsze trzy
odcinki „Sense8” zastanawiałam się czy sobie nie odpuścić i nie przerwać, ale
staram się być wyrozumiała i jak coś zacznę, serial musi być naprawdę zły, bym
go odłożyła. A później – przełom nastąpił właśnie gdzieś przy czwartym odcinku.
Jakie to jest dobre. Jaki to świetny serial. Jaki inny, niesamowity, zupełnie nowa
jakość.
Historia opowiada o ośmiu osobach z różnych
zakątków świata, połączonych w nadzwyczajny sposób. Bohaterowie potrafią
przenosić się między kontynentami, rozmawiać ze sobą tak, jakby znajdowali się
w tym samym miejscu, mimo że dzielą ich kilometry. To coś więcej niż
zamienianie się ciałami, odczuwanie tego samego, choć i to przydarza się naszym
bohaterom. „Sense 8” pokazuje osiem dusz zamkniętych w jednej jaźni, jedną
dusze rozbitą na osiem ciał, wreszcie tyleż ciał stających się momentami
jednym. Oglądanie tego zapiera dech. To jak jedna rozmowa może rozgrywać się w
dwóch, trzech miejscach równolegle sprawia, że można tylko przecierać oczy ze
zdumienia. Oglądaliście film „Atlas chmur”? To tylko namiastka…
Policjant – wzór cnót. Buntownicza DJ-ka.
Pokorna, wierząca Hinduska. Bezkompromisowy, przystojny rabuś. Afrykańczyk o
złotym sercu. Aktor – homoseksualista. Lesbijka, która urodziła się w ciele
chłopca. Business-woman obyta w sztukach walki. Będą dla siebie oparciem,
jakiego można tylko pozazdrościć. Mam ciarki kiedy myślę o wszystkich tych
scenach, które w normalnym świecie nigdy nie będą miały miejsca.
Zimna Islandia, piękne Indie, uboga Afryka, pełne niebezpieczeństwa Niemcy, kolorowy Meksyk… I tak dalej, i tak dalej. Splot różnych charakterów, miejsc, wydarzeń, kultur, tradycji. Każdy bohater ma swoją historię, ale wszystkie one zaczynają być do siebie podobne. Minie trochę czasu nim zaczniemy z tego pozornego chaosu wyłaniać spójną całość. Uwielbiam ich wszystkich i bardzo żałuję, że na sezon drugi muszę czekać aż do maja. Póki co Netflix zafundował małą namiastkę, dwugodzinny odcinek który jest wstępem do kolejnego sezonu. I tam niespodzianka, rolę jednego z bohaterów zaczyna grać inny aktor. Przyznaję że trochę zbiło mnie to z tropu i nie było zbyt przyjemne, ale sposób w jaki nawiązuje się do tej zamiany jest dosyć zaskakujący i niespotykany w tego typu produkcjach.
Lubię gdy w serialach pojawiają się
aktorzy, których znam z innych produkcji. Tutaj mamy Jonasa, który jest kimś w
rodzaju mentora grupy, tłumaczy im istotę działania tej zależności. Znamy go z
serialu „Lost” – równie zagadkowego, pełnego niespodziewanych przypadków. Nieprzypadkowe
nawiązanie.
Podoba mi się. Serial jest czymś
nowym, świeżym. Może dla wielbicieli dynamicznej akcji wydawać się zbyt nudny,
choć także ma swoje momenty. Dotyka bardziej psychiki, życia wewnętrznego,
emocji które mogą ogarniać kilka osób jednocześnie. Serial Wachowskich, więc
nastawcie się na sceny kontrowersyjne, manifestację seksualności i inności. Ale
wszystko to opakowane jest w piękny sposób.
Ah i… Po tym serialu mam nowy obiekt
westchnień. Wolfgang!
1 komentarze:
Bardzo mnie interesuje ten serial, uwielbiam takie ;)
Prześlij komentarz