David Mitchell: "Czasomierze"
Wydawnictwo MAG
672 str.
Pamiętacie „Atlas chmur” – genialną książkę i
trochę słabszy film na jej podstawie? Dziś chciałam Wam przedstawić Davida
Mitchella w nowej odsłonie. Ci, którzy znają tamten tytuł, od razu mogą
zgadywać, że po książkę „Czasomierze” można sięgać bez obaw. Nie bez kozery MAG
wydał ją w serii „Uczta wyobraźni”. Tych prawie 700 stron to naprawdę wspaniała
czytelnicza uczta, wielkie wyzwanie kończące się oddechem ulgi. Właśnie po
takie książki chcemy sięgać, takie odkrywać. Mitchell jak dla mnie nie ma sobie
równych, kolejny raz stworzył opowieść tak niesamowitą, wielowątkową i pełną
zagadek, że mogłabym ją czytać i czytać, najlepiej gdyby ta historia nigdy nie
dobiegła końca…
Opowieść ta skupia się wokół osoby Holly Sykes,
która poznajemy jako zbuntowaną, do szaleństwa zakochaną nastolatkę, chwilę
potem – ze złamanym sercem. Holly ucieka z domu, po drodze spotykając
nieznajomą, starszą kobietę. To spotkanie na zawsze zmieni życie Holly, ale
jaki sens miała prośba staruszki, dziewczyna zrozumie dopiero lata później, gdy
sama będzie już matką. Dziewczyna nie jest jednak zwyczajną nastolatką – słyszy
głosy Ludzi z Radia, ma dziwne wizje, skupia wokół siebie podejrzane istoty… Z nastoletnią
Holly rozstajemy się, gdy jej rodziną wstrząsa wielka tragedia. Akcja kolejnych
części książki, bo na takich kilka podzielono opowieść, skupia się już na
następnych dziesięcioleciach. Mitchell, po mistrzowsku jak zwykle, oddaje
narrację coraz to innym postaciom, rozgałęziając historię, wzbogacając ją o
nowe wątki. Gdzieś jednak, w każdej tej odrębnej opowieści, pojawia się ona –
Holly. Młoda kobieta, wyzwolona panna z dzieckiem, pewna siebie partnerka,
ceniona pisarka czy chorująca, coraz starsza kobieta, która przeżyła swoje
życie nie wiedząc, że obietnica sprzed lat położyła cień na jej życiu i wkrótce
da o sobie znać. Inni ją obserwują, spotykają przypadkowo, albo ich życie na
zawsze ulega zmianie, dzięki lub przez Holly. Zanim autor ponownie odda jej
głos, minie trochę czasu….
Trudno opowiadać o czym jest ta książka, tyle w
niej odrębnych historii, dramatów, odwiecznych prawd i druzgocących wniosków. „Czasomierze”
porywają nas w szaloną podróż, począwszy od roku 1984, skończywszy na
Ociemnionych czasach roku 2043. Mitchell potrafi budować napięcie, rozśmieszać
i wzruszać jak nikt. Przywołuje postaci o silnych poglądach, jak dziennikarz
Ed, pozwalając nam się do nich przywiązać, a potem brutalnie je odbiera. Narracja
płynie jednak dalej, do głosu dochodzą kolejni bohaterowie, a każdy z nich ma
swój mały świat – i jesteśmy szczęśliwcami, że możemy poznać choć jego cząstkę.
Jestem pod wrażeniem wyobraźni autora. Książka na
długo zapadnie mi w pamięć. Ciężko mi ją do czegokolwiek porównać. Wielowątkowa,
genialna, metafizyczna. Daje nam do myślenia, otwiera oczy i pokazuje co może
stać się z ludzkością, jeżeli nie zawrócimy z obranej drogi.
Po prostu trzeba przeczytać.
Po prostu trzeba przeczytać.
1 komentarze:
Uwielbiam, jak autorzy pobudzają tak skrajne emocje w jednej pozycji. Przyznaję, że czuję się bardzo zachęcona do przeczytania "Czasomierzy". Pozdrawiam :)
Prześlij komentarz