Autor: Alain Mabanckou
Tytuł: "African Psycho"
Wydawnictwo: Karakter
Stron: 208
Gregoire to zwykły, szary obywatel. Sfrustrowany, zanurzony w marazmie, nudny, osamotniony mechanik, w którym tli się tylko jedno marzenie. Dorównać swojemu guru – Angouualimie, słynnemu zabójcy. Mężczyzna odwiedza grób swojego mistrza, odbywa z nim długie rozmowy, w myślach planuje zbrodnie. Chce zabijać – myśl o tym, że naprawdę potrafi tego dokonać, staje się treścią jego życia. Gregoire planuje morderstwo z pietyzmem – wybiera sobie ofiarę, daje jej schronienie we własnym mieszkaniu, obserwuje dzień po dniu, w myślach odbierając jej życie. Wyznacza datę i niecierpliwie czeka, aż wybije godzina zero. Jego życie jest pozbawione sensu, puste. Mężczyzna ma poczucie, że tylko zbrodnia uwolni go od stagnacji, pozwoli się spełnić.
Lubię książki tego
wydawnictwa – mają szczególną szatę graficzną, skrywającą
podobną prozę – minimalistyczną, lapidarną, a przy tym bogatą
interpretacyjnie. Choć temat wydaje się brutalny i szokujący, a ja
zazwyczaj się za takie nie biorę, może to być mylące pierwsze
wrażenie. Wbrew pozorom nie jest to książka o zabijaniu. Nie ma tu
krwi, pił mechanicznych, noży, broni, siekier i jednym słowem ogólnie pojętej
sieczki – jak np. w filmie „American Psycho”, do którego autor
swobodnie nawiązuje. To książka bardziej skupiająca się na tym,
jak szalony pomysł morderstwa rodzi się w głowie człowieka
zmarnowanego życiem, nie widzącego perspektyw, zblazowanego,
pozbawionego radości życia. Całość jest mglista, osnuta gdzieś
na pograniczu sny i jawy, niekiedy wręcz absurdalna, groteskowa,
komiczna. Między wierszami można doszukać się w tej historii
krzyku człowieka zdesperowanego, uwięzionego w mroku swoich
obsesji, którego największa ofiarą jest być może on sam.
Odrealnione sceny cmentarnych rozmów z mentorem są przecież tak
naprawdę wykładnikiem dialogu wewnętrznego bohatera, jego
rozdwojenia, braku samoakceptacji. Książka to nietypowa, zwięzła
w formie, przygnębiająca, ale też prześmiewcza i pełna celnych
obserwacji. Choć przeszła chyba bez większego szumu, bo niewiele
znalazłam o niej informacji w internecie, dlatego tym bardziej
cieszę się, że udało mi się ją wyłapać.
4 komentarze:
Trochę jak Zbrodnia i kara, nie? Czy tylko takie wrażenie?
Mi się w ogóle nie skojarzyło ze Zbrodnią i Karą, ale naprawdę mocno mnie zaintrygowałaś. Nawet jakbym zobaczyła, to pewnie bym ominęła, chyba że wydawnictwo by mi się rzuciło w oczy, tytuł nie zachęca. Fajny temat, który chyba nie doczekał się żadnej ambitnej realizacji, tym bardziej chętnie sięgnę.
Sam tytuł już ciekawi. :) Pewnie sięgnę po tę książkę któregoś dnia.
http://our-kingdom-of-books.blogspot.com/
O Jezu, o ile się nie mylę to przerabialiśmy na zajęciach z edytorstwa jakąś recenzję tej książki... Nie muszę chyba dodawać, że po tym "traumatycznym" doświadczeniu książka w ogóle nie wchodzi w grę ;d
Prześlij komentarz