Mary Ann Shaffer, Annie Barrows:
„Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek”
Wydawnictwo Świat Książki
256 str.
„Stowarzyszenie
Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” – znacie może dłuższy
tytuł niż ten? Książka dwóch autorek: Mary Ann Shaffer i jej siostrzenicy,
Annie Barrows, od razu przykuwa uwagę tym tajemniczym nagłówkiem. Czym jest
placek z kartoflanych obierek i jaki udział w powstaniu książkowego koła może
mieć taki nietypowy deser? Jeżeli jesteście ciekawi, nie pozostaje nic innego,
jak zabrać się do lektury.
Akcja książki
dzieje się w 1946 r., tuż po wojnie. Juliet jest młodą pisarką, która dotąd publikowała
zabawne felietony w czasopiśmie. Czytelnicy tak bardzo pokochali jej fikcyjną
bohaterkę, że zebrane utwory wyszły w formie książkowej i zyskały wielką popularność.
Pisarka podróżuje po Anglii, promując książkę i szukając tematu na nową. Przypadkowo
znajduje temat w liście od nieznajomego – mieszkaniec małej wyspy Guernsey
odnajduje jej adres w książce, którą kiedyś musiała sprzedać. Tak nawiązuje się
znajomość, która wkrótce sprowadza Juliet na wyspę. Pisarka dowiaduje się o
istnieniu Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek,
wkrótce korespondując z wieloma jej członkami (a nietuzinkowe to postacie, o
tak!). Smutne i gorzkie czasy, w których przyszło im żyć, rozświetla wymiana
wspomnień, doświadczeń, anegdot. Wyspa została bardzo dotknięta okupacją, ale
jej mieszkańcy pozostali ufni i serdeczni. Juliet jest coraz bardziej związana
z korespondencyjnymi przyjaciółmi, więc bez wahania przyjmuje ich zaproszenie i
wyrusza w podróż, która odmieni jej życie.
Pamiętacie klimat
takich powieści jak „Ania z Zielonego Wzgórza”? Ja się wychowałam na książkach
Lucy Maud Montgomery i bardzo lubiłam specyfikę jej języka, sposób snucia
historii, tworzenie bohaterów i ich ogląd na świat. Jeśli wracacie z
sentymentem do takich tytułów, „Stowarzyszenie…” jest strzałem w dziesiątkę. To
książka, która obudziła we mnie wiele wspomnień i tęsknot, a przy tym w całym
tym biegu życia pozwoliła na chwilę refleksji i zadumy. Warto od czasu do czasu
oderwać się od tych wszystkich książek z wartką akcją, gdzie nowinki techniczne
i dialogi grają pierwsze skrzypce. Ta książka jest zupełnie inna. Przede wszystkim
przypomina nam te czasy, gdy ludzie dużo ze sobą korespondowali, gdzie listy
stanowiły cenne pamiątki i pozwalały na wymianę wszelkich myśli. Książka ma
charakter epistolarny – w całości napisana jest za pomocą listów, które
naprzemiennie wysyłane są przez Juliet, jej bliskich i mieszkańców wyspy. Potrzeba
chwili, by przyzwyczaić się do takiej narracji i rzeczywiście nie każdemu może
ona przypaść do gustu, ale dla mnie była po prostu magiczna. Dzięki tym listom
możemy odkryć największe sekrety bohaterów, ich najintymniejsze sekrety, możemy
czytać między wierszami. Warto!
Książka niezwykle
mi się podobała. Jest ciepła, mimo trudnych tematów, jakie porusza – wojna,
okupacja, utrata bliskich i uczucia, które nie zawsze są dobrze lokowane. Może ze
współczesnego punktu widzenia bohaterowie wydają się naiwni, niedzisiejsi,
bardzo prości, jednak nie sposób ich nie lubić, nie sposób oderwać się od
śledzenia ich historii. Są serdeczni, życzliwi, bardzo ze sobą zżyci. Aż tęskno
do takich ludzi, chciałoby się stać częścią tej małej społeczności. Z czystym
sumieniem mogę polecić ten tytuł. Nie pożałujecie.
2 komentarze:
Jestem ciekawa tej dość niestandardowej formy książki, a bojące od niej ciepło zachęca mnie jeszcze bardziej. Pozdrawiam! :)
Kusząca recenzja :)
Prześlij komentarz