Autor: Yann Martel
Tytuł: "Beatrycze i Wergili"
Wydawnictwo: Albatros
Stron: 240
Gdy czytałam tę książkę po głowie chodziła mi
jedna myśl: „wreszcie!”. Już długo brakowało mi podobnego
literackiego odkrycia. Znów poczułam tą całą paletę barw i
doznań, której tak szukam w książkach: zachwyt, poruszenie,
wzruszenie, brak słów, zgorszenie, ból. No ale cóż się dziwić
– lubię Martela. Nie tylko za „Życie Pi”, bo chyba z tej
książki jest teraz najbardziej u nas znany. Bardziej cenię jego na
poły autobiograficzną powieść „Ja”. Już ona budziła skrajne
emocje, a „Beatrycze i Wergili” zbudowana jest z podobnym
nastawieniem.
Rzecz traktuje o Holokauście, ale tak naprawdę
temat ten jest zgrabnie przemycany, delikatnie liźnięty,
zakamuflowany. Głównym bohaterem jest pisarz Henry (jego przeszłość
jest momentami paralelą biografii samego Martela), który próbuje
wydać oryginalną, dwustronną książkę. Zmierza się w niej z
tematem żydowskim – o tym jak traktuje się go w literaturze i
dlaczego opisuje się tylko fakty, a język metafory w ogóle nie
jest zarezerwowany dla tych wydarzeń. Wydawcy jednak odrzucają
książkę, uważają że nie zostanie zrozumiana przez czytelników.
Zrezygnowany Henry porzuca pisanie i wyrusza z żoną do
miejsca, w którym szuka spokoju, gdzie nikt go nie zna. Tam poznaje
osobliwego człowieka – taksydermistę, wypychacza zwierząt.
Mężczyzna czyta Henry’emu fragmenty swojej sztuki, gdzie w
głównych rolach obsadził zwierzęta: oślicę Beatrycze i wyjca
Wergiliego (skojarzenie z "Boską Komedią" Dantego jak najbardziej trafne). W miarę, jak Henry zapoznaje się z kolejnymi scenami
zagadkowego dzieła, zauważa, że dialog zwierząt jest tylko
pretekstem do przedstawienia okrutnych wydarzeń…
Choć książka jest dosyć cienka i można
przeczytać ją w ciągu jednego dnia, ładunek emocjonalny jaki ze
sobą niesie, daje niezłego kopa. Lepiej rozsmakowywać się w tej
prozie, czytać ją wolno, dając szansę przemyśleniom. Zdania
krytyków i czytelników nt. tej pozycji są podzielone. Jedni
uważają, że jest wspaniała, bezkompromisowa i odważna. Inni, że
Martel przekroczył granice dobrego smaku, że nie powinno pisać się o
Holokauście w taki sposób. Ja przyznam, że jestem oczarowana
światem, który stworzył. Zaparło mi dech. Może końcówka nie
trzyma poziomu całości, ale i tak uważam, że to bardzo dobra
książka. Polecam, jeśli lubicie czuć rozdarcie podczas lektury.
3 komentarze:
swoją czytelniczą przygodę z Martelem chciałabym zacząć od "Życia Pi" ;)
A ja nawet nie od "Życia Pi" a od "Ja" :-) Potem się zobaczy ;-)
zawsze z chęcią sięgam po książki poruszające temat Holokaustu, jestem ciekawa jak tutaj autor podszedł do tematu, będę się rozglądać za tym tytułem :)
Prześlij komentarz