Autor: Priscille Sibley
Tytuł: "Obietnica gwiezdnego pyłu"
Wydawnictwo: Świat Książki
Stron: 416
Znali się od zawsze.
Dorastali razem, przyjaźnili się, wkrótce pojawiło się uczucie.
Nawet gdy czas rozdzielił ich drogi, wciąż coś pchało ich ku
sobie. Czasem ludzie są naprawdę sobie pisani – tak było w
przypadku Matta i Elle. Gdy w końcu stanęli na ślubnym kobiercu,
zapragnęli stworzyć rodzinę. Ale Elle nie mogła donosić ciąży.
Najbardziej na świecie pragnęła dziecka, lecz wydawało się, że
to niemożliwe. Wtedy zdarzył się straszny wypadek – Elle spadła
z drabiny, uderzając się niefortunnie w głowę. Stwierdzono śmierć
mózgową, nie było dla niej ratunku. Wtedy nastąpił cud –
okazało się, że w łonie kobiety rozwija się dziecko...
Trudno dokonać wyboru
takiego, przed jakim stanął Matt i cała jego rodzina. Z jednej
strony Elle nie życzyła sobie sztucznego podtrzymywania przy życiu,
gdyby kiedykolwiek doszło do takiej sytuacji. W dzieciństwie
obserwowała powolne umieranie swojej matki, która bardzo cierpiała,
i panicznie bała się takiej śmierci. Z drugiej strony, choć Elle
odeszła, żyło w niej dziecko. To prawda, że trzeba by sztucznie
podtrzymywać przy życiu matkę przez wiele tygodni, nie mając
gwarancji, że dziecko przeżyje. Ale jeśli istniał choć cień
szansy, że marzenie kobiety się ziści, że zostawi po sobie
potomstwo, to może warto? Rodzina stoczy trudną batalię. Po jednej
stronie szali pojawi się prawo do życia nienarodzonego dziecka, po
drugiej godna śmierć i uszanowanie woli Elle.
Akcja koncentruje się
wokół Elle – bohaterki, która jest martwa w momencie, gdy
pierwszy raz mamy okazję się z nią zetknąć. Ale możemy
dowiedzieć się jaka była ta genialna, wrażliwa kobieta – z
retrospekcji, ze wspomnień bliskich, z jej dzienników i listów.
Tragedia, która spadła na tą rodzinę jest czymś koszmarnym, ale
ciąża staje jaki się jako światełko w tunelu. Zdesperowany mąż
chwyta się tej nadziei, pragnąć ocalić miłość, jaką żywił
do żony.
Jeśli chodzi o moje
zastrzeżenia, to trochę zbyt często powtarzano te same wnioski i
tezy. Rodzina kłóci się ze sobą, przytaczając w kółko te same
argumenty. Znalazłam też coś w rodzaju notatki tłumacza do
korekty, którą zapomniano wykasować (str. 44). Niektóre fakty z
przeszłości Matta i Elle są szokujące, mają dodać
melodramatyzmu, a wypadają, cóż... Trochę dziwnie. Miłość
dwójki bohaterów wydaje się tak wyidealizowana, tak piękna, że
aż niemożliwa. Aż chciałoby się, by istniało na świecie więcej
takich Mattów :) A najbardziej to mnie urzekła okładka, i tyle :)
4 komentarze:
O, a myślałam, że to wartościowa lektura. Dobrze, że mnie ostrzegłaś. Lubię czytać tego typu książki, ale widzę, że wykonanie pozostawia wiele do życzenia. A kwiatki w formie dopisków tłumacza itd. są niekiedy obecne w książkach, kiedyś też się na tego typu przypadek natknęłam, ale już nie pamiętam w jakiej pozycji miało to miejsce.
Aneta Wojtiuk => książka nie jest taka zła :) tzn tak, trochę przegadana i sentymentalna, ale całość oceniam tak na trzy plus/cztery minus :)
historia wydaje się bardzo ciekawa i chociaż nie lubię przedstawiania miłości w wyidealizowany sposób, to jednak zaryzykuję i przeczytam :)
To prawda, okładka jest świetna. Co do samej książki - intryguje mnie i na pewno zapoznam się z nią, pomimo niedociągnięć, jakie zawiera.
Prześlij komentarz