czwartek, 23 stycznia 2014

O blogerkach w prasie - dzisiejsza GW

Autor: Po drugiej stronie... dnia stycznia 23, 2014
Chciałam Wam pokazać bardzo fajny felieton z "Dużego Formatu" (dzisiejsza "Gazeta Wyborcza"). Nawiasem mówiąc, Krzysztof Varga gościł kiedyś w mojej bibliotece - to dobry polski pisarz, krytyk literacki, dziennikarz. Myślę, że artykuł zainteresuje wiele blogerek, bo w końcu to o nas, a niektóre mogą nawet znaleźć w tekście swój pseudonim. Publikuję go nie po to, by dolać oliwy do ognia, ale by skłonić do przemyśleń i dyskusji. Blogowanie i recenzowanie jest dobrym hobby, ale czasem doprowadza do tak skrajnych przypadków, jak te opisane w tekście. Co o tym sądzicie? Zgadzacie się, jesteście zbulwersowane, uważacie, że nikt nie ma prawa oceniać jakości/ilości pisanych (produkowanych?) przez internautów recenzji? Miło od czasu do czasu otrzymać egzemplarz recenzencki, ale nie należy się tylko do nich ograniczać - przyjemność z czytania, wolny wybór, sięganie po to, co się lubi, a nie po to, co się "opłaca" - może czasem gdzieś umykają nam te wartości? No i kwestia nadrzędna - czy naprawdę każda książka jest tak warta polecenia? Przecież każdy/a z nas od czasu do czasu musi trafiać na wydawnicze "buble". Zapraszam do wyrażenia swojego zdania na ten temat :)

Mam nadzieję że tekst jest czytelny po kliknięciu w zdjęcie :)

 



17 komentarze:

Julia on 23 stycznia 2014 09:41 pisze...

Ojjj... zjechał 'trochę' równo. Rozumiem, że stwarzamy konkurencję dla 'prawdziwych' recenzentów/krytyków, wiem też, że niektórzy faktycznie tworzą laurki, na co wpływ może (i pewnie ma) przysłana za free książka. No ale... bez przesady. A skąd ten jad? Ano stąd, że jesteśmy potężną siłą, ludzie nas czytają, kierują się naszym zdaniem, a 'profesjonaliści' przechodzą do lamusa.

Nienawidzę generalizacji, a z tego artykułu wychodzi, że wszyscy blogowi recenzenci piszą recenzje dla wydawnictwa Znak, że wszyscy wszystko polecają i zachwalają.
Artykuł ciekawie napiany pod względem językowym - dobrze się czyta, ale jego wartość merytoryczna ma naprawdę niski poziom. Szanowny pan autor bazował na 'Merlinie', a zapomniał o portalach takich jak lubimyczytac, gdzie większa liczba recenzentów (choć nie tylko) publikuje swoje teksty. Jestem ciekawa, czy porządnie zbadał sferę blogową, zapoznał się z częścią recenzji, bo jakoś... nie chce mi się w to wierzyć, patrząc na taki tekst.
Tak poza tym, kasandra została nazwana królową, a jak dla mnie ten tytuł przypadał Lenalee, autorce bloga Złodziejka Książek, której teksty były na początku dla mnie inspiracją do rozpoczęcia działalności blogerskiej.

Pozdrawiam :)

Julia on 23 stycznia 2014 09:51 pisze...

Beatko, przepraszam, że tak Ci tu SPAM-uję, co jest do mnie niepodobne, ale nie widzę możliwości edytowania swojego komentarza.
Co do Twojego pytania, to nie jestem zbulwersowana ani trochę, bo nie czuję, aby ten tekst mnie dotyczył. Jedyna rzecz, której nienawidzę i z którą się nie zgadzam, to generalizacja, która jest po prostu niesprawiedliwa w stosunku dla pozostałej części.
Tak nawiasem mówiąc, to w światku blogowym denerwują mnie dwie tendencje: komentarze pod postami, pisane na zasadzie 'rewanżu', których autor często nawet nie poświęcił czasu na zapoznanie się z notką. Druga rzecz, to fakt, z którym się tu zgodzę, że nie powinno ograniczać się jedynie do egz. przesłanych przez wydawnictwo.

Po drugiej stronie... on 23 stycznia 2014 09:54 pisze...

Julia => myślę, że choć ostre słowa, trzeba trochę je brać z przymrużeniem oka :) Sam autor mówi, że to "iście syzyfowa praca" zbadać całą blogsferę, ale kto wie, może jeszcze się na to skusi i wtedy możemy spodziewać się kolejnego podsumowania? Generalizować nie można, ale choć tekst trochę przesadzony, jakieś ziarnko prawdy i rozsądku można wyłuskać i wziąć do siebie. Choć prawda, nie dotyczy to wszystkich blogerów, ale czy - niestety - i wśród nas nie zaczęły się już pojawiać dyskusje i konflikty z tego powodu? Problem jest zauważalny już od dłuższego czasu. Ale tak to jest, w każdym środowisku pojawiają się czarne owce. Szkoda tylko, że później praca innych, uczciwych, bywa niesłusznie podważana. Myślę jednak, że Varga ma też dystans do samego siebie, jako krytyka literackiego, opisując nieco żartobliwie to, jak zepchnięto tę profesję na margines, a także dystans do tego, co pisze. I stąd właśnie to wrzucenie wszystkich do jednego worka - bo to felieton, nie tekst naukowy, bo o coś innego w nim chodzi. Od jakiegoś czasu podczytuję jego teksty w DF i choć często dosadne, potrafią mnie też rozśmieszyć i wywołać refleksję. A tytuł królowej raczej z pochwalą nie miał nic wspólnego niestety.

☞ Agata 📚 Bookstagram on 23 stycznia 2014 13:26 pisze...

Em, no nie wiem, chyba znowu wszyscy piszący w necie zostali wrzuceni do jednego wora.

Julia on 23 stycznia 2014 20:23 pisze...

Wiem, wiem, zrozumiałam sarkazm w tym tytule, chociaż to moje wtrącenie odnośnie Lenalee nie ma z tym nic wspólnego, bo naprawdę uważałam i uważam ją za wzór - to tak tytułem urozmaicenia mojej wypowiedzi. Niestety, ale mam tendencję do wtrąceń i gadulstwa.
Problemów jest wiele w środowisku blogerów, ale była mowa o nich od jakiś 3/4 lat, może nawet dłużej. Szkoda, że jest jak jest, ale nic się z tym nie zrobi, bo pewne osoby nie dostrzegają w swoim zachowaniu niczego złego.

Kinga on 24 stycznia 2014 23:13 pisze...

Varga to ma sposób na te swoje felietony - wyzłośliwianie się. Sam też żadnej głębokiej dyskusji na żaden temat nie prowadzi, tylko wybiera sobie łatwe cele i wali z całej pary z zapałem godnym lepszej sprawy. Ale takie właśnie uszczypliwości się niesłychanie dobrze sprzedają, o czym sama się przekonałam, gdy moje statystyki nagle oszalały po tym jak zamieściłam dwie niezwykle złośliwe notki, w których ogólnie używałam sobie i pomstowałam na idiotów.

To że internet jest zalany gównianymi recenzjami wszystkiego, to jest żadne odkrycie. A Varga zamiast marnować wiersze na pieprzenie o jakichś tam recenzentkach na Merlinie, to mógłby zacząc tę dyskusję o literaturze na brak której tak narzeka. Mógłby znaleźć te kilka blogów entuzjastów literatury, którzy to robią niesłychanie dobrze, no ale on woli sobie tanie dowcipasy robić i odkrywać Amerykę w konserwach. Poziom tego felietonu jest zupełnie proporcjonalny do poziomu cytowanych recenzji.

Ex libris Marty on 26 stycznia 2014 10:28 pisze...

Brawa dla Kingi :) Ładnie to ujęłaś :)

☞ Agata 📚 Bookstagram on 27 stycznia 2014 11:19 pisze...

Kinga, to mówisz, żeby pisać po bandzie? :D

agussiek on 27 stycznia 2014 11:28 pisze...

Kingo! Masz dużo racji. Bardzo spodobał mi się pomysł, by pan Varga pokusił sie na analizę literackich blogów - i to tych dobrych, niesponsorowanych, których naprawdę jest sporo. Ich autorzy czytają różnorodne tytuły i wkładają wiele wysiłku w przygotowanie rzetelnych recenzji.

Dodać chciałam jeszcze, że nie rozumiem dziewczyny, dlaczego bierzecie ten tekst osobiście. Autor ani razu nie wspomina o blogach, a jedynie o marketingowych "recenzjach" na stronie księgarni internetowej, za które ich autorki otrzymują konkretne benefity. Te opinie - zawsze pozytywne i pełne zachwytów - nie są obiektywne i szczere.
Autor mruga do nas okiem - odpłaćmy mu tym samym :)

kasia.eire on 28 stycznia 2014 19:50 pisze...

Kinga ma rację, wyzłośliwił się i tyle. Miałam nadzieję, na materiał rzetelny (sama nie wiem, dlaczego), a dostałam kilka przykładów, celnych, sama się dziwię, jak kasandra będąc lekarką ma czas na kilka książek tygodniowo. No chyba, że pilnuje na dwunastogodzinnych dyżurach nieboszczyków w kostnicy.
Teraz to ja jestem niepotrzebnie złośliwa, ale cóż poradzę, ze mi to kilka razy do głowy przyszło. Dużo, taśmowo, są tacy, ale ja ich już od dawna nie czytam, i pan Varga powinien rozumieć istotę internetu, że dużo to guana, ale też i dobrych rzeczy, a do nas należy, czy wierzymy temu, co napisane, czy nie

Kinga on 29 stycznia 2014 12:18 pisze...

Dziekuje za mile odpowiedzi. I tak, mowie wam, dziewczyny, jechac po bandzie to sposob na popularnosc. Moja ktora prowadzi bloga Poza Psem miala szczegolne szalenstwo w statystykach, gdy objechala rowno tlumaczenie 'Zjadania zwierzat'. Ta notka cieszy sie nieslabnacym powodzeniem. A takich, co czytaja po 300 ksiazek rocznie tez nie rozumiem. Kiedy ma sie czas na jakakolwiek refleksje i przetrawienie tych ksiazek?

Po drugiej stronie... on 29 stycznia 2014 12:48 pisze...

a ja się cieszę ze wszystkich zawartych tu opinii, bo to oznacza, jak nasze środowisko - mimo tego co sugeruje K. Varga - jest mocne, świadome i potrafi mądrze zareagować :)

Książkozaur on 29 stycznia 2014 15:13 pisze...

Ja się ubawiłam, zupełnie się nie odnajduję w tym tekście, więc też nie poczułam się dotknięta ;) Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że nie można mu odmówić części racji - choć ubolewanie, że to nie wykształceni krytycy kreują rynek, jest moim zdaniem śmieszne, bo kto ma narzędzia do odbioru literatury na ich poziomie?
Inna sprawa, że nie podoba mi się zupełnie, JAK Varga to wszystko napisał: po pierwsze tekst jest chaotyczny i emocjonalny, po drugie autor nagminnie stosuje składnię, której nie cierpię, czyli czasowniki na końcu zdania. Koszmar.

Karriba on 30 stycznia 2014 15:16 pisze...

Aż normalnie w sobotę do ciebie zalinkuję, taki fajny post 9nawiasem mówiąc, trafiłam do ciebie właśnie za pośrednictwem linka Papierowego Azylu :)) Uważam, że Varga jednocześnie ma rację i jej nie ma. Nie ma, jeśli sądzi, że kierowanie się zdaniem znajomych z Facebooka jest gorsze niż kierowanie się zdaniem profesjonalnych krytyków literackich...

AnnRK on 1 lutego 2014 12:55 pisze...

Trafiłam na ten post przy okazji wizyty u Karriby i napiszę Ci to samo, co jej:

Aż tak mnie ten Varga nie zbulwersował. Może nawet ma trochę racji? Generalizować nie trzeba i nie wolno, ale mało jest takich co stawiają książce laurkę przeszczęśliwi, że wydawnictwa wysyłają im książki? Obserwując blogosferę, po jakimś czasie widać, kto pisze to, co sam myśli, a kto pisze to, co myśli, że chciałoby przeczytać wydawnictwo. Nieblogujący Kowalski, który trafi na Merlina w poszukiwaniu recenzji konkretnej książki, nie ma szans na zorientowanie się, czy tekst, który czyta jest szczery czy też napisany przez kogoś, kto obawia się, że pisząc negatywną recenzję, odetnie sobie dostęp do źródełka.

J. on 1 lutego 2014 13:39 pisze...

Świetny felieton! // A tak nawiasem mówiąc, to strasznie się można czasem rozczarować czytając takie dosłownie wszędzie "polecane!" książki.

Meme on 1 lutego 2014 19:05 pisze...

Felieton faktycznie nieco dosadny i choć denerwuje mnie wrzucanie wszystkich do jednego worka, bo nie powinno się generalizować, Varga pokazuje to, czego my już czasem nie dostrzegamy. Wiele jest blogów, które pisują "laurki", ale z czasem nie chce się już czytać opinii, które są niesamowicie powtarzalne i po prostu zaczynamy omijać te blogi.

Co rzuciło mi się w oczy, po przeczytaniu komentarzy do artykułu - komentowanie "wet za wet", o którym pisała Julia. Przyznam, że nic tak bardzo mnie nie denerwowało od jakiegoś czasu jak to. Jest wielu wartościowych blogerów, których teksty nie są "odklepaniem", a czymś więcej. Jednak zdarza się tak, że wielu spośród Nasz czasem nie jest w stanie przeczytać kilkunastu recenzji.. Praca, dom, szkoła czy uczelnia - to wszystko pochłania wiele czasu. Gdy dochodzą do tego większe problemu codzienności i nie zagląda się na inne blogi przez jakiś czas, okazuje się, że pozostali tylko "prawdziwi" czytelnicy bloga. Reszta wykruszyła się, bo jak na komentować, skoro my nie nabijamy im liczników?

Myślę też, że całą sprawę świetnie ujęła Kinga i ma rację z tym wyzłośliwianiem się. Zdecydowanie cały tekst ma złośliwy wydźwięk, choć pokazuje nieco prawdy.

I jak kilka osób pisało - może warto przyjrzeć się tym, którzy tworzą kawał dobrej opinii nie tylko pod względem merytorycznym, ale i językowym :)

Prześlij komentarz

 

Po drugiej stronie... Copyright © 2014 Dostosowanie szablonu Salomon